W końcu przyszyły, te najpiękniejsze i najbardziej wyczekiwane w całym roku, więc samych radości przy świątecznym stole serdecznie Tobie, drogi czytelniku i sobie życzę :)
Grzybowiki to wileńskie, wigilijne, drożdżowe pierożki nadziewane farszem z suszonych borowików i smażone w głębokim oleju. Wiele razu opowiadałam Wam, jak bliska jest mi kuchnia naszych północnych kresów wschodnich za sprawą dziadków pochodzących z Wileńszczyzny. Na Wigilii nie może zabraknąć u nas barszczu z grzybowymi uszkami, pierogów z kapustą i grzybami, makowców i typowo wileńskich śliżyków. Przyznaję, że akurat grzybowików nie znałam wcześniej, dopiero przepis z pięknej, ciepłej książki Ewy Wołkanowskiej-Kołodziej "Wilno" sprawił, że musiałam je natychmiast wypróbować. Książkę, której nie mogłam się doczekać, pochłonęłam za jednym razem, a wileńskie, drożdżowe pierożki prawdopodobnie już na stałe włączę do naszego świątecznego menu.
Jeszcze tylko tydzień dzieli nas od Wigilii i tak krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku idą święta :) To jest najlepsza pora, żeby przedstawić króla wigilijnego stołu. Proszę Państwa - oto karp. Pieczony w całości, z puszystym nadzieniem z pieczarek i jajek, lubią go nawet ci, którzy za karpiem nie przepadają. Sama jestem tego przykładem - tradycja wymaga, aby spróbować wszystkich potraw wigilijnych, więc karpia smażonego i karpia w galarecie rzeczywiście jedynie próbuję, a dopiero z prawdziwą przyjemnością zjadam dużą porcję karpia pieczonego.
Wszystkie smaki i aromaty świąt w jednym - taki powinien być sernik bożonarodzeniowy. No dobra, nie znajdziecie tam smaku karpia, barszczu i kapusty z grzybami, ale marcepanowo-piernikowa masa serowa, aromatyczny spód z pierniczków i lustrzana galaretka z korzennego wina na grzańca - to niemal cały klimat Bożego Narodzenia na słodko. Do tego rubinowe pestki granatu, które błyszczą jak choinkowe światełka i zielone gałązki rozmarynu w połyskującym, kryształowym cukrze jako dekoracja, to kolory których nie można pomylić z żadnymi innymi świętami.
Co w tym roku podać do barszczu? Na rozpoczęcie kolacji wigilijnej będą tradycyjnie uszka z grzybami, ale barszcz - pyszny, aromatyczny, na domowym zakwasie, to zupa, którą podjadamy przez całe święta. A do barszczu czystego dobrze mieć pod ręką jakąś smaczną i pasującą przystawkę. Najczęściej są to drożdżowe paszteciki lub pieczone pierogi, ale mnie od dawna marzył się kulebiak. Wywodzący się z Ukrainy, a na naszych terenach z Lubelszczyzny, nigdy nie był częścią mojej rodzinnej kuchni, dlatego dotychczas nigdy nie piekłam go ani od święta ani na co dzień. Ale skoro już marzył mi się taki odświętny, dobrze wyrośnięty, z kapustą i grzybami, w tym roku to właśnie kulebiak będzie jedną z przystawek do barszczu.
Do zagryzania przy wertowaniu świątecznych przepisów, przy zdejmowaniu i wieszaniu firan, przy nuceniu pod nosem Last Christmas, przy wieszaniu jemioły pod sufitem; do pogryzania przy oglądaniu świątecznych hitów filmowych (moje ulubione to Love Actually i Holiday) z kubkiem gorącego kakao, przy wycinaniu i lukrowaniu pierniczków; do chrupania przy skręcaniu świątecznych wianków, przy rozgrzewaniu rąk od szklanki korzennego, grzanego wina i przy odganianiu kota od lampek rozwieszonych na kuszącym go druciku - adwentowe ciasteczka potrzebne (i niezbędne!) są właśnie do tego wszystkiego. Przedświąteczne, ale już w bożonarodzeniowym klimacie, dlatego to czekoladowe choinki wyskoczyły mi z lidlowej maszynki do ciastek :)
Dzień dobry po wakacyjnej przerwie :) Dziwnie to brzmi w grudniu, zdaję sobie sprawę i chociaż wakacje o tej porze roku mają swoje plusy, to ciężko przestawić się z trybu wakacyjnego na ten przedświąteczny. Odkąd wróciłam parę dni temu, chodzę po sklepach zarzuconych świątecznymi dekoracjami, przeglądam świąteczne książki i magazyny, słucham piosenek z dzwoneczkami i nastrajam się, jak mogę :) O pięknej, gorącej wyspie Sri Lance opowiem Wam, kiedy tylko ogarnę stos zdjęć i wspomnień, ale teraz mamy grudzień, święta za pasem, więc nie ma wyjścia - trzeba zakasać rękawy i do roboty! Będzie świątecznie i gwiazdkowo, a mój pierwszy, mały kroczek do świąt to trochę jeszcze egzotyczna, ale też już całkiem gwiazdkowa rustykalna tarta, galette z persymoną.
To już ostatnia dyniowa propozycja w jesiennym sezonie AD2016, ale nie byłaby sobą, gdybym nie upiekła moich ukochanych dyniowych drożdżówek. W tym roku jakoś szczególnie smakuje mi połączenie dyni z czekoladą, więc i drożdżowe jest w tej kombinacji w postaci dyniowo-czekoladowych, dwukolorowych rogali.
Dynia to takie sprytne warzywo, że sprawdza się chyba pod każdą postacią, w każdym możliwym wydaniu. Zupy z dyni - po naszemu z ziemniakami i czosnkiem, czy z zacierkami na mleku, a trochę egzotycznie z mleczkiem kokosowym i egzotycznymi przyprawami - każda smakuje wybornie. Zapiekanki z dyni, dynia pieczona, grillowana, nadziewana czy jako przystawka do obiadu w postaci kluseczek gnocchi czy puree. Ciasta z dynią - drożdżowe, ucierane, serniki, kto próbował ten wie, że to prawdziwa delicja. Dynia do picia - proszę bardzo - częstuję kremowym koktajlem lub serwuję jesienną, dyniową kawę. Po upieczeniu lub ugotowaniu jej miąższ ma cudownie aksamitną konsystencję, którą grzech byłoby nie wykorzystać do jeszcze czegoś. Nazywane jest masłem lub masełkiem dyniowym, ale naprawdę to po prostu wspaniałe dyniowe smarowidło do pieczywa, słodkich placków czy naleśników.
Takiej jesieni nie zamawiałam. Złoty październik ze słońcem, kolorowymi liśćmi, wyprawami do lasu na grzyby i jesienne plenery fotograficzne w tym roku został najwyraźniej definitywnie odwołany. Zamiast tego od razu doręczono szaroburą, zimną listopadową słotę. Składam reklamację! Pozostaje czerpać energię z koloru słonecznych, pomarańczowych dyń i z tego, że przede mną jeszcze wakacje ;) A z dyni upiekłam proste, puszyste ciasto z kawałkami czekolady i czekoladową polewą na osłodę.
Jesienna przekąska warzywna z egzotyczną nutą? Dawno nie robiłam nic z kalafiora, a to taki wdzięczny materiał na smaczne przekąski. Placki kalafiorowe to klasyka, ale tym razem chciałam trochę poszaleć i wyszedł mi falafel z kalafiora. Na szczęście dla mnie falafel lubi takie eksperymenty i szaleństwa, odstępstwa od tego najbardziej właściwego z ciecierzycy, wcześniej już wypróbowane i bardzo udane z białej fasoli i cukinii. Ten jesienny kalafiorowy, pikantny, z dodatkiem płatków chili, bardzo dobrze komponuje się z sezonowym dipem z buraka.
Jesienni maniacy dyniowi nie zadowalają się tylko podjadaniem dań z dyni. Dyniowi maniacy dynię również piją. Na deser popijają dyniową latte lub ciemną kawę z syropem dyniowym (koniecznie w towarzystwie dyniowego ciasteczka ;)). A na śniadanie lub drugie śniadanie, piją pożywny koktajl z dyni, czasem modnie nazywając go dyniowym smoothie.
Warszawska pańska skórka, krakowski miodek turecki czy poznańskie słodkie rury z ciasta piernikowego - słodkości, które kojarzą mi się z dniem 1 listopada. Dorzucam do tego biało-czerwone lizaki "grzybki" obtoczone w cukrze, sprzedawane przed cmentarzami w moim mieście, odkąd tylko pamiętam (do dziś nie mogę powstrzymać się od kupienia i schrupania choć jednego "grzybka" ;)) Jednak tradycji przygotowywania specjalnych dań i wypieków w domach, związanych z tymi szczególnymi dniami początku listopada nie mamy (chyba że o jakiejś nie wiem?), a że ja bardzo lubię podróżować kulinarnie, poszperałam w tradycjach innych kultur i na 1 listopada upiekłam w tym roku meksykański chleb umarłych - pan de muerto.
Ostatni tydzień października przywitał mnie mroczną pogodą od samego rana - nie bardzo optymistyczną, choć całkiem adekwatną dla przełomu października i listopada. Odpowiedni anturaż dla wytaczających się zewsząd pękatych dyń - widzę je w witrynach sklepowych, w przydomowych ogródkach, na parapetach okien. Tak, to ich czas. W najbliższych dniach będą zdobić, straszyć i mam nadzieję, że też smakować :) Żeby umilić sobie i Tobie ten mroczny, jesienny czas, proponuję rozkroić jedną z dyń i upiec smaczną, słodką, nieskomplikowaną włoską tartę dyniową.
Sezon przetworów u mnie miał zakończyć dżem z jarzębiny, ale co zrobić, kiedy tarnina w tym roku taka piękna?! :) Dlatego skończyło się na tym, że do tegorocznych zapasów na zimę dołączyła jeszcze galaretka z owoców tarniny.
Tarnina to trochę zapomniana dzika śliwa z rośliny różowatych, rosnąca na pokrytym długimi cierniami krzewie. Wiosną obsypana tysiącami małych, białych, miododajnych kwiatków, przepięknie wygląda na tle krajobrazu. Jesienią jej gałęzie oblepione są małymi, okrągłymi, ciemnogranatowymi śliwkami. To przez owe budzące grozę ciernie pewnie ma tak niewielu amatorów, a szkoda, bo od wieków tarnina miała zastosowanie w medycynie ludowej, naturalnej. Poza jej właściwościami zdrowotnymi (dużą zawartością witaminy C i przeciwutleniaczy chroniącymi nasz organizm przed wolnymi rodnikami), owoce tarniny, zwane potocznie tarkami, są bardzo smaczne. Przetwory z nich nie mają tak kontrowersyjnego smaku jak jarzębina, bo po przemrożeniu cała cierpkość i goryczka tarek znikają niemal zupełnie. Zostaje pyszny, delikatny smak dzikiej śliwki.
Czekały cierpliwie na sezon dyniowy, a ja miałam na nie ochotę, odkąd tylko piękna książka Olii Hercules "Mamuszka" pojawiła się w moim domu. Mołdawskie placindy z dynią to proste, smażone na patelni ciastka z ciasta kefirowego. Wyglądają i smakują rustykalnie, a do takiego jedzenia zawsze mam słabość. Nadzieniem jest starta na grubych oczkach tarki surowa dynia, wymieszana z brązowym cukrem. Od siebie dodałam jeszcze szczyptę ulubionego cynamonu, ale nie jest to konieczne. I po raz kolejny mogłam przekonać się, że coś tak prostego może smakować aż tak dobrze.
Soczysty kawałek schabu, kurczak pieczony z chrupiącą skórką czy udziec z indyka prosto z pieca, to najlepszy pomysł na weekendowy obiad w październiku i listopadzie. To jedyny czas w roku, kiedy mięso (pieczone) naprawdę mi smakuje. Albo pieczona kaczka. Taką w całości piekę zawsze klasycznie po polsku - sowicie natartą suszonym majerankiem i nadzianą kwaśnymi jabłkami (renetami). Z kaczką porcjowaną lubię za to poeksperymentować - zmieniać przyprawy, dobierać sosy. Często spoglądam wtedy w stronę Azji - w końcu to Chińczycy swoją kaczkę po pekińsku podnieśli do rangi sztuki. Na kaczkę po pekińsku porwać się nigdy nie miałam odwagi, ale pierś kaczki w pięciu smakach z sosem sojowo-miodowym wyszła mi wyśmienicie!
Dżem z jarzębiny to chyba najbardziej jesienny i ostatni z przetworów, którym kończę sezon słoikowy (no dobra, na takie miano zasługuje jeszcze marmolada z dyni :)). Ten piękny złotordzawy kolor - nie można pomylić go z inną porą roku. No i smak. Właśnie - smak dżemu z jarzębiny nie wszystkich zachwyci - to smak specyficzny, smak dla koneserów i wielbicieli połączeń słodko-gorzkich.
Nie wszystkie suszone maliny przerobiłam na puder (z niewielkiej ilości malin wychodzi go naprawdę sporo). Część zostawiłam sobie na granolę malinową, czyli rodzaj chrupiącego, pieczonego musli. Na śniadanie z mlekiem lub jogurtem, taka granole smakuje najlepiej w połączeniu z malinami świeżymi, ale kiedy już ich zabraknie, suszone też dają radę swoim smakiem i zapachem choć na chwilę przedłużyć lato.
Mamy październik, a maliny w ogrodzie dalej uginają się pod ciężarem owoców. Tegoroczna, jesienna malinowa klęska urodzaju podsunęła mi pomysł na jeszcze jeden sposób wykorzystania malin - postanowiłam je wysuszyć. Przypomniały mi się też pudełka z owocowymi pudrami w spiżarni (pełnej skarbów) szefa Davida Everitt-Matthiasa, w kuchni gwiazdowej restauracji Le Champignon Sauvage w Cheltenham, którą miałam ogromne szczęście odwiedzić parę lat temu. Puder malinowy, puder z owoców czarnego bzu, puder pomarańczowy i wiele wiele innych. Pudrami posypywano małe cukiernicze dzieła sztuki, serwowane dania i desery, wzbogacając tym samym ich smak i podkreślając wyrafinowany wygląd. Te tajemnicze pudry to nic innego, jak wysuszone i sproszkowane na pył owoce o wyrazistym smaku i zapachu. Zamarzyło mi się zrobienie pudru malinowego własnej roboty i podarowanie swoim deserom odrobiny luksusu ;)
A są to ciastka ze skrawków :) Często bywa tak, że z resztek, skrawków, odpadków powstają kulinarne rewelacje. Bo ciastka ze skrawków ciasta na paj śliwkowy, z dodatkiem orzechów i żurawiny, okazały się jednymi z najsmaczniejszych ciasteczek, jakie dotychczas upiekłam. Jeszcze raz muszę to powtórzyć - to kruche ciasto serowe jest rewelacyjne! W ciasteczkach jeszcze bardziej przypomina ciasto francuskie, ale jest mniej tłuste i mniej kruszące. Takie jesienne ciasteczka do złudzenia przypominają pomalowane złotą jesienią, suche, spadające z drzew liście.
Jedną z najpiękniejszych stron podróżowania jest kolekcjonowanie smaków. Odwiedzając jakąś nieznaną mi wcześniej część świata, zawsze staram się złapać jak najwięcej smaków, zapachów i kolorów lokalnego jedzenia. Niektóre smaki zostają ze mną na chwilę, inne na dłużej, a jeszcze inne na zawsze. Pamiętam je długo po powrocie do domu, szukam i próbuję odtworzyć. Po wyprawie do Irlandii w taki sposób "przyczepił się" do mnie Ballymaloe Country Relish - kultowy irlandzki sos /dodatek do kanapek, serów i wędlin. Mocno pomidorowy, korzenny, słodko-kwaśny, z dodatkiem rodzynek i jabłek - pyszny! Kiedy prawdziwe, pachnące latem pomidory mówią addio, taki pomidorowy relisz doskonale ratuje śniadania przed nudą i urozmaica smak.
Dla tych, którzy zamiast delikatnego puszystego ciasta ucieranego, wolą chrupiące, cieniutkie z dużą ilością soczystych owoców, idealnym ciastem na przywitanie jesieni jest paj. Paj to anglosaski kuzyn naszej szarlotki i ogólnie kruchego ciasta z nadzieniem. Ciasto na paj jest super proste - bez dodatku jajek i cukru, zwykle składa się tylko z mąki, masła, soli i wody. Wałkowane cieniutko, aby po upieczeniu było chrupiące i stanowiło tylko ramkę dla głównego bohatera - zwykle owoców, wymieszanych z cukrem, przyprawami korzennymi, bakaliami, orzechami, w zależności od ich rodzaju. Bo paj to bardzo szeroka kategoria ciast, nie tylko słodkich - dawno odkryto, że w proste, kruche ciasto można zapakować najróżniejsze owoce, ale też i mięso, warzywa lub sery. Najpopularniejszym i moim ukochanym i zdecydowanym numerem jeden jest staroangielski paj jabłkowy, ale tak samo smaczny i efektowny może być paj śliwkowy, brzoskwiniowy, morelowy czy wiśniowy. Teraz królują węgierki, więc mój piekarnik najczęściej okupuje paj śliwkowy, na trochę innym niż klasyczne, fantastycznym cieście serowym.
Jesień stoi za progiem - teraz to już niezaprzeczalny fakt. Razem z nią czają się już jesiennie katary, przeziębienia, pierwsze grypy, anginy, zapalenia gardła i inne mało przyjemne sprawy. Każdego roku wytaczam im wojnę, bo antybiotykom i zasmarkanym nosom mówię zdecydowane NIE! Wierzę w naturę, szczególnie w jej dwa dary - syrop z młodych pędów sosny i czarny bez. O ten pierwszy trzeba postarać się wiosną (o czym zawsze przypominam), a na czarny bez, a dokładnie jego owoce (super owoce!), najlepszy czas jest właśnie teraz. Wszystkie przetwory z czarnego bzu są zdrowe, więc gorąco polecam i smaczną konfiturę, marmoladę czy galaretkę, ale syrop, bohater dzisiejszego wpisu, jest syropem do zadań specjalnych - syropem na odporność, na zdrowie.
Dawno nic nie stemplowałam :) Tak się składa, że o stemplowanych ciasteczkach przypominam sobie zwykle na koniec lata. Pamiętam dobrze wypiekanie czekoladowych i cytrynowych ciastek ze stempelkiem, z goszczącą u mnie bratanicą Nikolą na pożegnanie wakacji, a że do mojej stempelkowej kolekcji dołączyła nowa, w dodatku kocia pieczątka (w końcu wszystkim wiadomo, że mam kota na punkcie (S)kota ;)) i po prostu nie mogłam doczekać się, kiedy ją wypróbuję, tak wyszło, że tegoroczne lato też pożegnam ciastkami.
U progu jesieni coraz częściej mam ochotę na smaki korzenne, więc tym razem kruche ciastka ze stempelkiem upiekłam z dodatkiem cynamonu. Cynamonu cejlońskiego.
A to ci niespodzianka! Mam wrażenie, że lato w tym roku przeniosło się na wrzesień :) Ogród kwitnie i pachnie wygrzanymi w słońcu ziołami, wyjątkowo słodkimi późnymi malinami, truskawkami i niemal winnymi śliwkami. Chwilo trwaj! Nie miałabym nic przeciwko, aby taki stan rzeczy utrzymał się jeszcze w październiku. A nawet gdyby nie, to proste, ucierane, waniliowe ciasto ze śliwkami, to najlepszy sposób na pożegnanie pięknego wrześniowego lata i powitanie, mam nadzieję, równie ładnej jesieni.
Od początku września chodzi za mną krucha szarlotka z kratką, paj jabłkowy lub coś innego mocno jabłkowego. Jeszcze chwila i zaczniemy zbierać z drzewa złote renety i inne jesienne jabłka do skrzynek na zimę - wtedy kruche ciasto z jabłkami na ciepło musi pojawić się na stole. Na razie "męczę" jeszcze cukinię (choć to całkiem miła udręka ;)) z której z połączenia z jabłkiem powstały bardzo smaczne mini chlebki cukiniowo-jabłkowe.
Wrzesień i zapiekana papryka faszerowana. O tej porze jest najlepsza - soczysta i dojrzała, do tego najtańsza w całym roku. Pamiętam wrześniową samochodową wyprawę do Turcji, przejazd przez Węgry i paprykowe pola, gdzie przy drogach można było kupić olbrzymie worki papryki. Sprzedaż na sztuki nie wchodziła w grę. Nic dziwnego, że Węgrzy potrafią zamienić paprykowe dania i przyprawy w prawdziwą sztukę. To właśnie tam jadłam najlepszy w moim życiu paprykowy gulasz i zupę gulaszową. Na gulasz przyjdzie pora, kiedy na dobre rozpanoszy się jesień - teraz proponuję nafaszerować paprykę tym co lubisz najbardziej.
Najlepszy sposób na przedłużenie wakacji, to odtworzenie w domu smaków, które kojarzą nam się z wakacjami i wakacyjnymi wspomnieniami. Do mnie najbardziej przemawiają egzotyczne smaki azjatyckie, dzięki którym w ułamku sekundy przenoszę się do fascynującego mnie od dawna Dalekiego Wschodu. Często wspominam pełną wrażeń podróż na koniec świata - do Indonezji . Z indonezyjskimi śniadaniami kojarzą mi się (oprócz zaskakujących grzanek z czekoladową posypką do tortów i zielonych bułeczek :)) naleśniki. Naleśniki pszenne lub kokosowe, najczęściej z bananem zawijanym w naleśnikowe ciasto w całości lub w cząstkach karmelizowanych w cukrze palmowym z dodatkiem świeżo startego kokosu. Ostatnie letnie i wakacyjne poranki, dla pocieszenia zaczynam więc od naleśników kokosowych po indonezyjsku, na mące kokosowej z karmelizowanym kokosem i bananami.
To kolejny z rzędu sierpniowy weekend, kiedy nad miastem unosił się zapach radosnego świętowania przy ruszcie. Tak jak majowy weekend to tradycyjny początek, tak ostatnie sierpniowe weekendy zwiastują koniec wakacyjnego sezonu grillowego. My ten wakacyjny też mamy już za sobą, chociaż prawdziwie ostatni, na pożegnanie lata, zostawiamy na (miejmy nadzieję) pogodny wrzesień lub nawet październik!
Najlepszym pretekstem do grillowania są oczywiście spotkania rodzinne, a kiedy wspólne pichcenie jest niemal rodzinną tradycją, spotkanie takie zamienia się w grillową ucztę. Wstępny pomysł na tureckie, grillowane szaszłyki z mięsa mielonego szybko poszerzył się o zestaw sosów i sałatek z tego samego regionu świata. Tym razem zapraszam na naszą grillową ucztę śródziemnomorską :)
Jeszcze nie skończyłam zabawy z cukinią! Jeszcze raz polecam cukinię w słoiku - marynowaną, tym razem nie w oliwie, a w occie jabłkowym. W tym roku rozpanoszyła się nam w ogrodzie cukinia żółta. Kwitnie i owocuje jak szalona od początku lata, zostawiając daleko w tyle przytłoczoną konkurencją cukinię zieloną. Odkryłam, że żółta fantastycznie nadaje się do grillowania (można zgrillować ją niemal na chrupiąco) i do przetworów, a mniej do duszenia na małym ogniu, przez ogromną zawartość wody. Najbardziej podoba mi się łączenie obu cukinii - i smakowe i wizualne :)
W sezonie cukiniowym mam podobnie, jak jesienią z dynią. Cukinia jest zawsze pod ręką, owocuje niemal przez całe lato, zahaczając o wczesną jesień, więc staram się wykorzystać ją na wszystkie możliwe sposoby. Bo cukinia, tak jak dynia, wdzięcznie sprawdza się i w przetworach i w daniach wytrawnych, jak i na słodko. Póki jest świeża i młoda, koniecznie trzeba upiec choć raz słodki, cukiniowy chlebek i puszyste, cukiniowe ciasto czekoladowe z orzechami.
Są warzywa, którym nic tak dobrze nie robi, jak grillowanie :) Gotowane lub na surowo zwykle mdłe i bez wyrazu, charakteru i pełni smaku nabierają dopiero porządnie muśnięte ogniem. Na pierwszym miejscu w tym rankingu postawiłabym bakłażana, później cukinię, paprykę i dynię. Wszystkim, którzy dotąd z jakichś względów nie próbowali tych warzyw, nie lubią lub nie są do nich do końca przekonani, na dobry początek radzę spróbować ich w wersji grillowanej (lub smażonej na dużym ogniu, jak w wyśmienitej sałatce z patelni). A wszystkim już przekonanym, gorąco polecam na przekąskę smak letniej, grillowanej cukinii, zamknięty w oliwie.
Nie mogę najeść się w tym roku jagodzianek! Piekłam już parę razy te klasyczne, podłużne z nadzieniem jagodowym w środku, ale apetyt na drożdżowe z jagodami wcale mi nie przeszedł. Przezornie zamroziłam sobie pudełko jagód, choć tych świeżych, prosto z lasu nadal nie brakuje na bazarku, a to świetny argument, aby upiec kolejną blachę bułeczek na śniadanie. Dla urozmaicenia, tym razem to zakręcone wstążki z ricottą, jagodami i malinami.
Tego lata miałam mieć na balkonie, oprócz kwiatów i skrzynek z ziołami, mały krzaczek pomidora - w zamiarze miał to być raczej ozdobny krzaczek z pomidorkami koktajlowymi. Nie udało się - pomidorki są co prawda koktajlowe, ale sam krzak rozrósł się do niebotycznych rozmiarów, zajmując znaczną część balkonu :) Nigdy nie wiadomo, co wyrośnie z niepozornej sadzonki - to już wiem na pewno ;) Ale poza tą niespodzianką, mam przynajmniej codzienną, świeżą dostawę smacznych mini-pomidorków z mojej balkonowej plantacji na śniadanie i do sałatek, z czego z radością korzystam. Dzisiaj była na przykład frittata z zielonym groszkiem, miętą i pomidorkami oczywiście!
Jak ten czas szybko leci! Dopiero cieszyłam się z pierwszych letnich, wczesnych malin, a już zaczynamy zbierać te późne, które nazywam jesiennymi... Nie chcę myśleć, że to koniec lata, tylko pocieszam się, że jego druga, dojrzała część, ze słodkimi śliwkami węgierkami, jabłkami i soczystymi gruszkami dopiero przed nami. A pierwsza garść późnych malin trafiła do ciasta - czekoladowego, z podwójną bezą, warstwą bitej śmietany i chrupiącymi płatkami migdałów.
Dzisiejszy wpis, to przepis na specjalną prośbę :) Jakiś czas temu napisała do mnie Marta, z gorącą prośbą o przepis na dobrą zupę cebulową. Przy okazji zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście w mojej kolekcji zup cebulowa nie pojawiła się dotąd na blogu. Błąd trzeba było natychmiast naprawić, tym bardziej, że cebulowa smakuje dobrze o każdej porze roku! Tym samym lipiec stanął na blogu pod hasłem zup francuskich - najpierw była francuska jarzynowa potage, teraz cebulowa. Bo najlepsza cebulowa, to francuska zupa cebulowa :)
Zostało mi trochę jagód po jagodziankach i pampuchach (pozycje obowiązkowe każdego jagodowego lata!). Jakie piękne, dorodne, duże i słodkie są w tym roku - to zdecydowanie jagodowy rok. Pasowały mi do delikatnego, puszystego ciasta/deseru na niedzielne popołudnie. Sernik z tłustego twarogu byłby odrobinę za ciężki, ale sernik z jogurtu, to zupełnie inna bajka! Lekkie i delikatne ciasto jogurtowe z jagodami to dokładnie to, czego szukałam.
Kiedyś istniały dla mnie tylko ziemniaczane. Chrupiące, z kwaśną śmietaną, najlepiej te z kuchni babci, do dziś moje ulubione, które bez chwili wahania wybrałabym na ostatni posiłek w życiu. Mogły konkurować tylko z babką ziemniaczaną, też tą babciną. Później zaczęłam odkrywać i doceniać inne placki warzywne - pyszne kalafiorowe, selerowo-cukiniowe, czy inne mieszane, grubo tarte rosti. Moje ostatnie odkrycie to soczyście zielone placki z zielonego groszku.
Dzisiaj polecam zupę jarzynową z botwinką i tymiankiem, która zachwyca moich gości (i mnie samą za każdym razem :)) bogactwem smaków i aromatów. Jak to możliwe, kiedy w jej skład wchodzą same warzywa, tymianek i woda, a to wszystko tylko muśnięte odrobiną słodkiej śmietanki? Tajemnica musi kryć się w mocy młodych i świeżych warzyw i ziół, a latem do szczęścia nie potrzeba mi nic innego.
Proste ciasto z sezonowymi owocami to to, co teraz lubię najbardziej. Zaczęły się wakacje, czas urlopów, pikników, wycieczek i muzycznych festiwali. Właśnie wróciłam z jednego z nich w rock'n'rollowym nastroju, a po głowie, oprócz muzyki, chodziło mi właśnie ciasto, które można zabrać ze sobą do plecaka lub torebki w charakterze batonika albo pokrojone w kostkę do koszyka piknikowego. A że zaczęły dojrzewać wiśnie - jedne z moich ulubionych owoców do wypieków i przetworów, powstało ciasto z wiśniami, kwaśną śmietaną i kruszonką. Zebrałam też pierwsze bukieciki świeżych kwiatów lawendy, co natchnęło mnie na urozmaicenie ciasta kruszonką lawendową.
Młody, soczyście zielony, pyszny bób w końcu pojawił się w sklepach i na targach w przyzwoitej cenie, więc nie odmówię sobie namówienia Cię na obiad z bobem :)
Na wypróbowanie tego przepisu czaiłam się odkąd tylko stałam się szczęśliwą posiadaczką książki Yotama Ottolenghiego "Jerozolima". Czekałam na pierwszy tegoroczny bób, a kiedy już najadłam się go po prostu z wody lub ugotowanego na parze i oprószonego odrobiną soli i kiedy nalepiłam pierogów z bobem, w końcu przyszła pora na klopsiki wołowo-wieprzowe z bobem i cytryną.
Kto jeszcze nie robił knedli serowych z truskawkami? :)
W końcu przyszło i w dodatku dokładnie takie jakie być powinno! W pełni słoneczne i gorące dni, ciepłe wieczory i noce pachnące zielenią - moja ulubiona pora roku, kiedy nareszcie przestaję marznąć :) Lato ma tylko jedną gorszą stronę - niespecjalnie sprzyja aktywnościom kuchennym. Wtedy to zaczynam rozumieć upodobania Hiszpanów i Greków do długiej sjesty w ciągu dnia, nie tylko nie mam ochoty stać przy kuchence, ale i apetyt w upalne dni zmniejsza się do minimum. W taki czas jedynym słusznym zestawem obiadowym wydają się być chłodniki i knedle serowe z truskawkami.
Herbata lub kawa i ciasteczka - takim rytuałem najbardziej lubię celebrować środek dnia i złapać oddech w południe. Dlatego też uwielbiam brytyjski zwyczaj popołudniowej herbaty w towarzystwie scones z masłem, marmoladą i gęstą śmietaną. Scones z kolei przypominają bardzo amerykańskie biskwity na maślance, które jada się na śniadanie, w zależności od upodobań - na słono lub słodko. Moje dzisiejsze ciastka z truskawkami i bazylią są mixem brytyjskich scones i amerykańskich biskwitów (u nas z biskwitami kojarzymy zupełnie inny rodzaj ciastek), a łączy je to, że też najlepiej smakują tuż po upieczeniu - jeszcze na ciepło, z filiżanką kawy lub herbaty.
Dzisiaj z cyklu chlebki słodkie - przedstawiam chlebek truskawkowy. Dawno nie piekłam nic z rodzaju szybkiego ciasta z foremki, zwanego słodkim chlebkiem (ostatni raz chyba jesienią), choć bardzo lubię takie wypieki i mam parę swoich ulubionych chlebków sezonowych. Najchętniej kromką takiego chlebka kończę śniadanie lub zagryzam południową kawę, w ramach drugiego śniadania. Latem rozpoczyna się dla mnie sezon na chlebki cukiniowe, jesienią najchętniej piekę dyniowe lub orzechowe, a zimą najlepiej smakują mi bananowe i daktylowe. Słodki chlebek wiosenny jakoś nie wpadł mi dotychczas do głowy, a przecież jaki może być lepszy od tego, z pierwszymi owocami sezonowymi, czyli z truskawkami!
Subskrybuj:
Posty (Atom)