Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chleby i bułeczki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chleby i bułeczki. Pokaż wszystkie posty
Sposób na przejrzałe banany - super proste i błyskawiczne bułeczki bananowe z czekoladą. Chociaż drożdże szczęśliwie wróciły na sklepowe półki, to w razie kolejnego drożdżowego kryzysu przepis będzie jak znalazł, bo te bułeczki ich nie wymagają - pieczone są na proszku do pieczenia. Dlatego też najlepiej smakują tuż po upieczeniu, jeszcze na ciepło, kiedy kawałki czekolady rozkosznie rozpływają się w ustach. Ich upieczenie zajmuje nie więcej niż 30 minut, łącznie z przygotowaniem, więc można spokojnie zrobić słodką niespodziankę rodzinie i zaserwować je na śniadanie :)
Bułeczki bananowe z czekoladą:
200 g mąki,
100 g masła orzechowego,
50 ml mleka,
2 łyżeczki proszku do pieczenia,
2 mocno dojrzałe banany,
50 g czekolady,
szczypta soli
Banany rozetrzeć widelcem.
Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i solą. Dodać masło orzechowe, mleko, banany. Wszystko wymieszać łyżką (nie mieszać długo - ciasto nie musi być gładkie). Na końcu dodać posiekaną czekoladę.
Rozgrzać piekarnik do 180 stopni.
Łyżką uformować 6-7 bułeczek i ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec 20-25 minut, aż bułeczki zarumienią się.
Po upieczeniu bułeczki można posmarować z wierzchu miodem. Najlepiej smakują tuż po upieczeniu.
Zdaje się, że jesień postanowiła w tym roku postraszyć swoim nadejściem już od pierwszego dnia września. Przyspieszyłam więc i ja z przygotowaniem ostatnich przetworów na zimę. W tym tygodniu robię zapas syropu z dojrzałych owoców bzu czarnego i bazyliowego pesto z mojej ogrodowej mini plantacji bazylii. Jak zawsze, sprawdzonym sposobem, świeżutkie pesto mrożę w małych słoiczkach. Z tej porcji, która nie zmieściła się w słoik, upiekłam jeszcze wytrawne, zakręcone drożdżówki pachnące wciąż jeszcze letnią bazylią.
Jestem śniadaniowym kanapkożercą :) Lubię kanapki, szczególnie latem, kiedy ilość pysznych, świeżych i chrupiących warzywnych dodatków czyni z nich czasem prawdziwe kanapkowe wieżyczki. Ale oprócz warzyw, dobrej wędliny czy sera, ważne jest też doskonałe pieczywo, a w tym temacie jestem bardzo wybredna. Jeżeli chleb, to tylko pełnoziarnisty na naturalnym zakwasie, a jeśli mam ochotę na bułki, to tylko pięknie wyrośnięte, chrupiące i najlepiej z ziarnami. Takie warunki spełniają np. domowej roboty bajgle - okrągłe, mięsiste bułeczki z dziurką o lekko słodkawym, słodowym posmaku - idealne do letnich kanapek :)
Tak tak, to już ta pora, kiedy opatulamy się od wewnątrz i zewnątrz, otaczamy się rzeczami ciepłymi, przyjemnymi i miłymi i pragniemy tego wszystkiego, co Duńczycy określają słowem hygge, a Szwedzi lagom. Lubię jesień wypełnioną ciepłym światłem, świecami i zapachem rozgrzewających potraw w kontrze do tego, co za oknem. Jesienią najchętniej i tak często, jak to tylko możliwe włączam piekarnik, żeby napełnić dom przytulnością. Tym razem robię to z jeszcze większym entuzjazmem, bo mam przyjemność przetestować piekarnik parowy Electrolux PlusSteam EOA45555OX.
Projekt piekarnika pod zabudowę szwedzkiej marki Electrolux został zainspirowany profesjonalnym sprzętem szefów kuchni. Gotowanie na profesjonalnym poziomie we własnym domu - teraz jest to możliwe! Pieczenie na parze, termosonda ułatwiająca pieczenie mięs i możliwość pieczenia na kilku poziomach, to kilka inteligentnych rozwiązań, które wypróbowałam i chętnie podzielę się z Wami doświadczeniami.
Ale na początku nie mogę nie wspomnieć o wyglądzie piekarnika - pierwsze, co rzuca się w oczy, to prosty, elegancki design, który doskonale wpasuje się w styl każdej kuchni i który tak dobrze znamy i cenimy w projektach skandynawskich. Funkcjonalne, chowane pokrętła i proste, czytelne programy, to to, co lubię w nim najbardziej. Nie przepadam za naszpikowanymi nieintuicyjną technologią sprzętami i funkcjami, z których w większości, w codziennym użytkowaniu nie korzystam, za to o wiele bardziej cenię komfort korzystania z piekarnika, na który wpływają takie rozwiązania jak: system VelvetClosing®, czyli płynne i ciche domykanie drzwiczek, wygodne sterowanie pracą na wyświetlaczu LED, niemal bezszelestna praca, nawet przy włączonym wentylatorze termoobiegu i ceramiczna powłoka katalityczna wewnątrz, która sprawia, że piekarnik czyści się sam, automatycznie uruchamiając procedurę czyszczenia, kiedy temperatura w jego wnętrzu osiągnie 250 stopni.
PIECZENIE
Moim ulubionym jesiennym warzywem jest dynia. Nic bardziej nie kojarzy mi się z jesiennymi miesiącami, jak garnek gorącej, pożywnej i aromatycznej zupy dyniowej, która jak żadne inne danie potrafi skutecznie rozgrzać ciało i duszę, kiedy za oknem plucha. Wraz z pierwszymi chłodnymi i pochmurnymi porankami zaczęłam tęsknić też za ciepłymi śniadaniami, szczególnie za dyniową granolą z miseczką gorącego mleka. Nie czekałam długo - mieszanka płatków zbożowych, ziaren, orzechów z dyniowym puree z miodem, rozłożona na płaskiej blasze, natychmiast trafiła do piekarnika i upiekła się równomiernie na chrupiąco, na piękny złocisty kolor.Granola dyniowa:
2,5 szklanki płatków owsianych górskich,
1 szklanka płatków jaglanych,
1/4 szklanki ziaren sezamu,
1/4 szklanki ziaren słonecznika lub dyni,
1/2 szklanki migdałów w płatkach,
1/2 szklanki orzechów włoskich,
1/2 szklanki dyniowego puree,
1/3 szklanki miodu,
1/4 szklanki oleju kokosowego,
1 łyżeczka cynamonu,
1/2 łyżeczki soli
W dużej misce wymieszać wszystkie składniki suche.
W rondelku podgrzać olej kokosowy z miodem i dyniowym puree.
Dokładnie wymieszać składniki suche z mokrymi.
Rozgrzać piekarnik do 160 stopni (program góra-dół).
Granolę rozłożyć na płaskiej blasze, wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec 40 minut, aż płatki lekko się zarumienią (można przemieszać granolę w trakcie pieczenia). Zostawić na blasze do całkowitego ostygnięcia. Gotową granolę przełożyć do szczelnie zamykanego słoika lub pojemnika.
PIECZENIE NA PARZE
Przyznam się, że najbardziej ciekawa byłam pieczenia na parze z systemem PlusSteam. Postanowiłam upiec kremowy, jesienny sernik dyniowy. Większość serników cukiernicy zalecają piec w kąpieli wodnej. Rzeczywiście ciasta serowe pieczone w ten sposób są niesamowicie delikatne i kremowe, z jednym minusem - wilgotnym, często nawet rozmokniętym i wyglądającym na niedopieczony spodem. Sernik dyniowy upieczony na parze bez kąpieli wodnej, wyszedł jednocześnie kremowy i puszysty, z ładnie podpieczonym, ciasteczkowym spodem i lśniącą polewą śmietanową - jak dla mnie ideał! :)Sernik dyniowy:
spód -
100 g herbatników,
50 pierniczków lub ciastek imbirowych,
60 g stopionego masła
masa serowa -
500 g twarogu trzykrotnie zmielonego lub gotowego z wiaderka,
130 g jasnego cukru brązowego,
1/2 łyżeczki cynamonu,
1/4 łyżeczki mielonego imbiru,
1/8 łyżeczki mielonych goździków,
1/8 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej,
1/4 łyżeczki soli,
3 duże jajka,
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii,
1 szklanka musu dyniowego
polewa -
1 szklanka gęstej kwaśnej śmietany,
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii,
50 g cukru pudru
Herbatniki i pierniczki zmielić blenderem i wymieszać ze stopionym masłem.
Wykleić ciastem małą tortownicę o średnicy 20 cm i wstawić do lodówki.
Cukier i przyprawy korzenne wymieszać.
W oddzielnej misce utrzeć twaróg, stopniowo dodając cukier z przyprawami. Oddzielić żółtka od białek. Ciągle ucierając masę, dodawać po jednym żółtku. Na końcu dodać mus dyniowy i wanilię.
Białka ubić z solą na sztywną pianę i delikatnie wymieszać z masą serową.
Masę wylać na schłodzony spód.
Na do wgłębienia na spodzie piekarnika wlać 200 ml wody i nastawić temperaturę 150 stopni oraz włączyć program SteamPlus.
Do nagrzanego piekarnika wstawić tortownicę i piec 50 minut.
W tym czasie wymieszać śmietanę z cukrem i wanilią. Po 50 minutach pieczenia, polewę rozsmarować na wierzchu sernika i zapiekać kolejne 10 minut, aż polewa się zetnie.
Sernik zostawić w tortownicy do całkowitego ostudzenia (można ostrym nożem okroić brzegi, żeby polewa nie popękała, kiedy sernik będzie się lekko zapadał). Przed podaniem schłodzić w lodówce.
Odkąd regularnie piekę chleb na zakwasie, ciągle szukam nowych metod na polepszenie jego jakości. Każdy piekarz - ten domowy i ten profesjonalny, dobrze wie, jaki wpływ ma para wodna na wyrastanie ciasta i chrupiącą skórkę. Do tej pory taki efekt pomagało mi osiągnąć naczynie wypełnione wodą, ustawiane na dnie piekarnika. Tutaj wystarczy wlać wodę do specjalnego wgłębienia na dnie piekarnika i włączyć program System SteamPlus, który dodatkowo rozprowadza parę równomiernie po jego powierzchni, czego efekt chyba najbardziej widać właśnie na przykładzie piekącego się chleba - uwielbiam obserwować przez szybę, jak spektakularnie rośnie, puszy się i rumieni. Poza tym nie ma piękniejszego i bardziej otulającego zmysły aromatu, od zapachu świeżo upieczonego chleba, szczególnie jesienią.
TERMOSONDA
Termosonda najlepiej sprawdza się przy pieczeniu mięsa. Nie jestem ekspertem od potraw mięsnych i muszę przyznać, że często mam wątpliwości, czy na pewno dobrze określiłam czas przygotowania pieczeni, czy mięso będzie odpowiednio dopieczone, a przy tym nieprzesuszone. Dlatego bardzo chętnie skorzystałam z pomocy termosondy, którą łatwo podłączyć do piekarnika. Jej końcówkę wbiłam w środek mięsa, aby przez cały czas pieczenia monitorować jego temperaturę, która wyświetlana jest na panelu sterującym piekarnika. Po osiągnięciu określonej przez nas temperatury mięsa (nastawiłam na 74 stopnie), piekarnik wyłączył się automatycznie, sygnalizując to dźwiękowo. W ten sposób upiekłam cytrynowo-tymiankowego kurczaka w całości - mięso było doskonale dopieczone i soczyste.Kurczak pieczony z tymiankiem i cytryną:
1 kurczak,
1 cytryna,
3 ząbki czosnku,
1 łyżeczka papryki słodkiej w proszku,
1/2 łyżeczki płatków chilli,
2 łyżeczki suszonego tymianku lub kilka gałązek świeżego,
2-3 łyżeczki soli,
świeżo zmielony pieprz,
2 łyżki masła,
olej
Dzień przed pieczeniem wieczorem, umytego kurczaka bez podrobów natrzeć od zewnątrz i wewnątrz mieszanką soli, pieprzu, papryki, chilli, tymianku, posiekanego czosnku i oleju.
Wyszorowaną cytrynę sparzyć i ponakłuwać na całej powierzchni wykałaczką. Tak przygotowaną cytrynę włożyć do środka kurczaka. Pomiędzy skórę a mięso piersi kurczaka, wsunąć po łyżce masła (dzięki temu skórka będzie chrupiąca, a mięso soczyste).
Tak przygotowanego kurczaka zostawić w lodówce na całą noc do zamarynowania.
Godzinę przed pieczeniem wyjąć kurczaka z lodówki i przełożyć do naczynia żaroodpornego lub na blachę. Mięso skropić olejem.
Do pieczenia z termosondą, końcówkę termosondy wbić w środek mięsa, drugą podłączyć do piekarnika. Nastawić temperaturę mięsa na 74 stopnie, a temperaturę w piekarniku na 180 stopni.
Piec do czasu, aż temperatura mięsa osiągnie 74 stopnie (około 1,5-2 godzin, w zależności od wagi kurczaka).
Po tym czasie można włączyć na chwilę program Grill, aby skórka kurczaka zarumieniła się mocniej.
Piekarnik parowy Electrolux PlusSteam zostaje ze mną na dłużej :) Zachwyciła mnie funkcja SteamPlus, szczególnie przy wypieku domowego pieczywa. Mam mnóstwo pomysłów na jej wykorzystanie i już cieszę się na nowe jesienne, a później świąteczne wypieki, przygotowane z jego pomocą i testowane kolejnych funkcji i programów.
Wpis powstał we współpracy z marką Electrolux
W Wielkopolsce nazwaliby je sznekami ze śliwkami i glancem :) Dla mnie to po prostu zawinięte w supełek, słodkie drożdżówki ze śliwkami i lukrem, kojarzące się od zawsze ze schyłkiem lata, dojrzałymi węgierkami i smażeniem powideł. Drożdżowe i śliwki to zawsze udane połączenie, czy to w postaci bułeczek, pieczonych w foremkach do muffinek maślanych brioszek, czy placka z kruszonką z blachy.
Karnawał to na szczęście nie tylko smażenina. Na szczęście dla wagi i figury szczególnie, bo ja nie mam nic przeciw smażonym słodkościom, którym trudno się oprzeć ;) Ale po olbrzymim faworkowym mrowisku, dzisiaj mam do polecenia coś lżejszego - pieczonego, chociaż też słodkiego i bardzo smacznego. W karnawale lubię zajrzeć, choćby wirtualnie tam, gdzie ma on wyjątkową oprawę - np. do Wenecji. I tam właśnie, wśród karnawałowych balów, przebierańców i przepięknych masek, znalazłam ciekawy przysmak, którym zajadają się Wenecjanie w zapusty. Oprócz smażonych ciastek, obwarzanek i pączków, jada się tam słodkie, kukurydziane bułeczki z rodzynkami, nazywane zaleti.
W końcu! Sama nie wierzę, że udało mi się upiec i spróbować słynnych Lussekatter, a blog wreszcie doczekał się przepisu :) Każdego roku obiecywałam sobie, że upiekę słynne szwedzkie bułeczki szafranowe i każdego roku, w ferworze świątecznych przygotowań zapominałam o nich albo po prostu nie zdążyłam upiec. Świętej Łucji, czyli 13 grudnia to przecież tylko 1,5 tygodnia do świąt, a to już dosyć gorący okres. Tego roku zapisałam sobie w kalendarzu, żeby upiec je wcześniej i w końcu zdążyć na ten ostatni, mały świąteczny dzień przed Bożym Narodzeniem. I jak widzicie - udało się! :)
Zasada, że sezon na zupy zaczyna się jesienią, a kończy wraz z końcem zimy, nie sprawdza się w moim przypadku zupełnie. Uwielbiam zupy latem - zamiast treściwych i mięsnych, lekkie, pełne świeżych, kolorowych warzyw. Kiedy przychodzą upały, w lodówce zawsze znajdzie się gar chłodnika, a kiedy jest trochę chłodniej - warzywne zupy-kremy. Latem wystarczają mi za cały, jednogarnkowy obiad - pod warunkiem, że towarzyszy im jakiś dodatek. Do chłodników zawsze najlepiej sprawdzają się młode ziemniaki z koperkiem, a do zup kremowych dobre pieczywo, np włoska focaccia.
W odzewie na przepis na chleb z Vermont dostałam sporo zapytań o sam zakwas, więc postanowiłam zebrać wszystkie informacje i podaję Wam recepturę na zakwas żytni, której sama używam. Nie przywiązuję wagi do odmierzania składników z aptekarską precyzją. W końcu i tak najważniejszy jest rodzaj mąki i wody, a do tego temperatura, która o tej porze roku sprzyja zakwasowi najbardziej, więc czym prędzej zamieszajcie w słoikach i rozpocznijcie swoją przygodę z dzikimi drożdżami :)
W ostatni piątek duża część świata grała w zielone, kibicując zielonej wyspie, jak zawsze hucznie świętującej obchody święta patrona Irlandii - dnia św. Patryka. Przy tej okazji, sama wspominałam swoją wyprawę do Dublina, zwiedzanie miasta i okolic i smakowanie miejscowych specjałów. Oprócz pysznych scones, sytego irlandzkiego śniadania (podobnego do English breakfast) i kawą po irlandzku, suto zaprawioną whisky, Irlandia kojarzy mi się z soda bread - okrągłym, ciemnym chlebem na sodzie. Ale przypomniało mi się, że Irlandczycy mają jeszcze inny, godny polecenia i spróbowania chleb - tym razem pełnoziarnisty, pszenny chleb na drożdżach i melasie, nazywany po prostu chlebem brązowym.
To już ostatnia dyniowa propozycja w jesiennym sezonie AD2016, ale nie byłaby sobą, gdybym nie upiekła moich ukochanych dyniowych drożdżówek. W tym roku jakoś szczególnie smakuje mi połączenie dyni z czekoladą, więc i drożdżowe jest w tej kombinacji w postaci dyniowo-czekoladowych, dwukolorowych rogali.
Warszawska pańska skórka, krakowski miodek turecki czy poznańskie słodkie rury z ciasta piernikowego - słodkości, które kojarzą mi się z dniem 1 listopada. Dorzucam do tego biało-czerwone lizaki "grzybki" obtoczone w cukrze, sprzedawane przed cmentarzami w moim mieście, odkąd tylko pamiętam (do dziś nie mogę powstrzymać się od kupienia i schrupania choć jednego "grzybka" ;)) Jednak tradycji przygotowywania specjalnych dań i wypieków w domach, związanych z tymi szczególnymi dniami początku listopada nie mamy (chyba że o jakiejś nie wiem?), a że ja bardzo lubię podróżować kulinarnie, poszperałam w tradycjach innych kultur i na 1 listopada upiekłam w tym roku meksykański chleb umarłych - pan de muerto.
Nie mogę najeść się w tym roku jagodzianek! Piekłam już parę razy te klasyczne, podłużne z nadzieniem jagodowym w środku, ale apetyt na drożdżowe z jagodami wcale mi nie przeszedł. Przezornie zamroziłam sobie pudełko jagód, choć tych świeżych, prosto z lasu nadal nie brakuje na bazarku, a to świetny argument, aby upiec kolejną blachę bułeczek na śniadanie. Dla urozmaicenia, tym razem to zakręcone wstążki z ricottą, jagodami i malinami.
Często wraca do mnie marzenie o małej piekarni, gdzie zakaz wstępu miałoby pieczywo z polepszaczami, a wszystko dozwolone i naturalne, co wychodziłoby z moich piekarniczych pieców, wyznaczane byłoby porami roku. Wiosną byłyby to chleby i bułki z pokrzywą i słodkie bułeczki z fiołkami, latem piekłabym ogromne bochny na liściach chrzanu, chleby ze świeżymi ziołami i młodym jęczmieniem, jesień zarezerwowana byłaby dla żółtych drożdżówek z dynią i chlebów marchwiowych i buraczanych, a zima dla korzennych wypieków z bakaliami i suszonymi owocami.
Każdej wiosny zachęcam do jedzenia młodej pokrzywy dla wzmocnienia osłabionego po zimie organizmu (doskonale leczy tzw. zmęczenie wiosenne). Teraz, na przełomie kwietnia i maja jest najlepsza, najbardziej soczysta i ma najwięcej dobroczynnych dla nas związków i witamin (dokładnie o jej wszystkich właściwościach leczniczych przeczytasz tutaj). Jeżeli nie jesteś "chwastożercą" z natury i jedzenie dań z pokrzywy, takich jak pokrzywowy makaron czy pyszne pierożki ravioli z pokrzywą, wydaje Ci się średniowieczną torturą, wystarczy wyrobić w sobie nawyk dorzucania jej do tego wszystkiego, co jest miłe dla podniebienia, a gdzie pokrzywa nie będzie szczególnie nachalna, ani dominująca w smaku. Kilka listków do zupy, do sałatki, do sosu, do chleba... Właśnie do chleba z pokrzywą przekonywać dziś będę :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)