Pokazywanie postów oznaczonych etykietą makarony. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą makarony. Pokaż wszystkie posty
Dzień dobry po wakacjach :) Wiem, że brzmi to trochę dziwnie i niedorzecznie w środku listopada, ale ja, jak zawsze wybrałam urlop po letnim sezonie, tym razem połączony z małym internetowym "detoksem", najpierw przymusowym - w odciętych od zachodniego świata cyfrowego Chinach. Później, przyznaję się bez bicia - trochę się w tym detoksie rozsmakowałam i po prostu, najzwyczajniej na świecie, postanowiłam odpocząć od bloga i aktywności w mediach społecznościowych. Ale już wracam, z odświeżoną stroną i całą głową pomysłów świątecznych :)
Zupełnie nieświadomie, ale zdaje się, że idealnie trafiłam z tym wpisem :) Mam na myśli amerykańskie święto sportu i ...obżarstwa, czyli mecz Super Bowl, rozgrywany hucznie w ostatnią niedzielę. Bo dzisiaj będzie po amerykańsku i chociaż nie są to słynne panierowane skrzydełka, ani hamburgery, steki czy popcorn, ale danie które też nieodmiennie kojarzy mi się ze Stanami - makaron zapiekany z serem, czyli mac'n'cheese.
Połowa marca minęła w oka mgnieniu, a wiosna coś wciąż nie może się rozkręcić. A ja tak tęsknię za zielonym! Nie tylko za świeżą zielenią trawy, rozwijającymi się młodymi listkami na drzewach i krzewach, ale przede wszystkim za chrupiącą, soczystą sałatą, prosto z grządki, szczypiorkiem, młodym szczawiem i czosnkiem niedźwiedzim, liśćmi botwinki na pierwszą wiosenną zupę. Wysiałam rzeżuchę na doniczce, kiełki w kiełkownicy (i trawę dla kota w skrzynce ;)), a jedynym zielonym, które mogłam zjeść natychmiast, był mrożony, zielony groszek, który miałam jeszcze w zamrażalniku. Dobre i to! Kiedy dodać do niego kremową gorgonzolę, orzechy włoskie i dobry makaron jajeczny, wychodzi całkiem zadowalające danie na pocieszenie i w oczekiwaniu na wiosnę :)
A może by tak miseczkę makaronu ze szparagami i kozim serem? :)
Balkon już urządzony i przygotowany na ciepłe letnie wieczory i słoneczne poranki (kocie wakacje balkonowe już rozpoczęte :)) Zioła w skrzynkach rosną jak szalone, na krzaczku pomidora pojawiają się pierwsze kwiaty, pelargonie kwitną na czerwono i pastelowy róż, bo takie lubię najbardziej, a nasturcja zaczyna piąć się po balustradzie. Do pełni szczęścia potrzeba jeszcze miseczki czerwonych, słodkich truskawek i truskawkowo-jagodowych koktajli, a to już za chwilkę. Na razie najpyszniejsze są szparagi.
Zapiekanki mają siłę, szczególnie w listopadzie! Zapiekany obiad w tym miesiącu robię częściej niż kiedy indziej. Już sam fakt rozgrzania piekarnika w listopadową pogodę napawa mnie szczęściem (w końcu nie można piec codziennie ciast i drożdżówek ;)), a i jesienne skarby - warzywa korzeniowe, dynie i grzyby, idealnie nadają się do zapiekania i w tej postaci smakują mi najbardziej.
Jeszcze jedna w tym roku przygoda z pogromczynią anemii - majową pokrzywą. Raz jeszcze wracam też do włoskich inspiracji, bo będzie to makaron. Zawsze fascynowały mnie proste rozwiązania, przepisy, które z maksymalnie 3 składników potrafią wyczarować potrawę godną królewskiego stołu. W tym przypadku prościej już nie można - wystarczy mąka i młoda pokrzywa, żeby zrobić cudowny, pięknie zielony i co najważniejsze - bardzo zdrowy makaron.
Nie ufam tabletkom i nigdy nie korzystałam z szeroko reklamowanych suplementów diety. Kiedy ktoś w rodzinie ma kłopoty zdrowotne i wymaga szybkiego wzmocnienia organizmu, w pierwszej kolejności faszeruje się go pokrzywą i/lub natką pietruszki. Od dzieciństwa wpajano mi, że ta właśnie zielenina, do kompletu z czosnkiem, to pierwsze antybiotyki i źródła witamin po które trzeba sięgnąć zanim odwiedzi się lekarza lub skusi się na kolorowe pastyli z apteki (lub co gorsza, z marketu).
W letnim menu prosto z ogrodowej grządki nie może zabraknąć zielonego groszku. Kiedy już wszyscy nasycą się słodyczą młodziutkiego groszku, godzinami stojąc na grządkach i skubiąc zielone strączki (i podziwiając spiralki groszkowych pędów, wijących się po tyczkach), zbieram dojrzały już w pełni groszek i mrożę, aby zachować jego świeżość. Ta świeżość nie ma nic wspólnego z poszarzałym i maziajowatym groszkiem z puszki, który doceniam tylko zimą, kiedy dopadnie mnie ochota na sałatkę jarzynową. Teraz na szczęście można cieszyć się soczyście zielonym, chrupiącym i rozkosznie słodkim świeżym groszkiem, który wystarczy zblanszować (broń Boże nie przegotować!) przed dodaniem do zupy, przystawki lub przerobieniem na pesto.
Przeglądając swoje blogowe archiwum, zauważyłam, że o tej porze roku często wracam do kuchni azjatyckiej. Nie wiem czy ma to związek z fascynującymi mnie od zawsze obchodami chińskiego nowego roku, czy bardziej tym, że dania azjatyckie nafaszerowane są składnikami, o które prosi mój organizm odpierając ataki atrakcji zimowej aury, których w większości szczerze nie znoszę.
Dwa dni temu świętowaliśmy Światowy Dzień Makaronu, więc z tej okazji postanowiłam połączyć okazję z trwającym wciąż Festiwalem Dyni i uraczyć siebie i Was przysmakiem makaronowo-dyniowym :) Prostokąty makaronowego ciasta (lasagne) nadawały się idealnie, być zawinąć w nie pyszne, kremowe nadzienie z dyniowego puree i serka mascarpone (podpatrzone u Nigelli), koniecznie doprawione gałką muszkatołową i zapiec w sosie pomidorowym. To jedno z tych dań sezonowych, którymi mogłabym karmić się całą jesień - rozgrzewające i sycące i do tego wszystkiego całe w barwach jesieni.
Znowu skończyło się szybciej niż bym sobie tego życzyła. Jeszcze chwil parę i rozpocznie się kalendarzowa jesień, a mnie żal lata... Już tęsknię za słonecznymi kąpielami, niekończącymi się dniami, pięknym światłem, owocowymi ucztami prosto z drzew i krzaków, pachnącymi słońcem pomidorami i szybkimi, pysznymi obiadami, kiedy wystarczał talerz fasolki szparagowej, miska botwinkowego chłodnika lub makaron z garścią świeżych, chrupiących warzyw.
Czytelniczka Agata zapytała mnie ostatnio na fejsbukowym profilu, czy próbowałam kiedyś szczawik zajęczy. Naturalnie! Odkąd tylko sięgam pamięcią, moje pierwsze po zimie wycieczki do lasu zawsze zaczynały się od szukania kwitnących na niebiesko przylaszczek, białych zawilców i skubania świeżutkiego, zielonego szczawiku zajęczego. Jego kwaskowaty smak na języku, tak jak smak pierwszych nowalijek prosto z grządki, zapowiadał rozpoczynającą się wiosenno-letnią zieloną ucztę, bogactwo smaków i witamin z ogrodu, lasu i łąki.
Wiosna bez szparagów, to jak maj bez słońca. Maj może i tak, ale za to z (wyjątkowo zimnym) czerwcem przywitałam się kichaniem i kocem, wyciągniętym z szafy i jak się okazuje, pozornego sezonowego letargu. Nie uśmiecha mi się takie lato, chociaż powoli zaczynam się do niego przyzwyczajać. Globalne ocieplenie? Dobre sobie :)
Kiedy wiosna buchnie majem, to znak, że rozpoczęła się najlepsza pora roku - taka, kiedy można przygotować sobie obiad z łąki :) Dzisiaj na moim talerzu znienawidzona pewnie przez większość z Was pokrzywa, ale mogę przysiąc, że obiad nie parzył w język! Zanim wyląduje na talerzu w formie ujarzmionej, najlepiej obchodzić się z nią w gumowych rękawiczkach, chociaż jak wiadomo, lekkie poparzenie pokrzywą może wyjść tylko i wyłącznie na zdrowie :) Bo młoda, majowa, zebrana jeszcze przed kwitnieniem pokrzywa, jest źródłem wszelkiego dobra. Jeżeli macie jakiekolwiek problemy z niedoborem żelaza w organizmie i anemią, koniecznie zaserwujcie sobie w najbliższym czasie taki właśnie obiad, zamiast łykać na pół syntetyczne, pokrzywowe tabletki.
Lipiec upływa wcale nie leniwie i wcale nie wakacyjnie. Pogoda w kratkę, bardziej wiosenna niż letnia, skutecznie zniechęca nawet do jednodniowych wypadów nad wodę. Rekompensuję to sobie na przemian - wizytami u przyjaciół i goszczeniem ich u siebie, bo w przeciwieństwie do kapryśnej pogody, z nimi zawsze jest lato :) W kuchni trwa gorący okres przetwórstwa owocowego i w kipiących nieustannie garnkach zmienia się tylko wsad - jagody kamczackie i agrest ustąpiły miejsca czereśniom (o których następnym razem :)), kiedy na swoją kolej czekają już niecierpliwie porzeczki. Czasu i miejsca na inne przyjemności kulinarne brak, więc do łask wracają szybkie i proste obiadowe makarony.
Zielono mi :) Uwielbiam obserwować, jak spod zaspanej ziemi wyłaniają się moje zioła. Listek po listku, zieleni się i płoży cytrynowy tymianek, do góry pnie się szałwa i estragon, a mięta i melisa łakomie zagarniają coraz większy obszar ziołowego poletka. Kiedy do tego lubczyk ukształtuje się w pokaźnych rozmiarów krzak, ziołowy sezon letni uznam za otwarty :) Rozleniwiła mnie trochę ciepła i słoneczna pogoda, muszę przyznać i nawet dzisiejsze danie jest częściowo "daniem z odzysku" ;)
Kiedy czas upływa między zbieraniem owoców i warzyw i pakowaniem ich do słoików (patrz wpis niżej ;)) z przerwą na chodzenie do pracy ;) zaczyna brakować go na wymyślne i czasochłonne obiady. Wówczas najlepiej ratują sytuację makarony. A kiedy jest gorąco, najlepiej takie dania makaronowe, które równocześnie mogą być lekką sałatką, a które mimo tego sycą i dostarczają energii niezbędnej do walki ze słoikami ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)