Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetwory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetwory. Pokaż wszystkie posty
Pora najwyższa zaprosić do kuchni wiosenne chwasty, kwiaty i zioła i to wszystko, czym dzika natura obdarza nas całkiem za friko :) Pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie udało mi się tej wiosny nazbierać fiołków i uzupełnić o nowości kolekcję fiołkowych przepisów, ale ten rok już chyba na zawsze zapisze się w pamięci jako delikatnie mówiąc "niestandardowy" w każdej możliwej kwestii ;) Udało mi się za to poeksperymentować z mniszkiem lekarskim, który cały czas jeszcze kwitnie w najlepsze.
Różane lato mamy tego roku. Dawno już nie widziałam tak pięknie i obficie kwitnących krzaków róż, dosłownie wszędzie - od miejskich rabat, ogródków działkowych, po nasz rodzinny ogród. Można by tylko przechadzać się pomiędzy nimi, podziwiać i wąchać do woli, ale w takich okolicznościach przyrody, grzechem byłoby nie wykorzystać ich jadalnych właściwości i nie zachować tego aromatu i smaku na dłużej. Bo to wręcz idealne lato na konfiturę z płatków róży!
Nie kupuję gotowego masła orzechowego odkąd odkryłam, że jego zrobienie w domu jest tak banalnie proste. Nie kupuję też Nutelli, a kiedy mam ochotę na krem czekoladowy do smarowania pieczywa robię sobie "bananellę". Znalazłam jeszcze inną wersję, która bardzo mi smakuje - połączenie masła fistaszkowego i domowej nutelli, którą można nazwać w skrócie peanutellą :)
Śliwki w occie - smak dzieciństwa :) Jak pewnie większość dzieci, nieszczególnie przepadałam za surówkami i marynatami. Ale śliwki w occie to była zupełnie inna bajka. Dla dziecka intrygujące było już to, że śliwka, czyli słodki owoc z ogrodu, kojarzący się z ciastem i deserami, lądował nagle w wytrawnej marynacie i tak zaskakująco dobrze smakował z mięsem i wędliną. Śliwki ze słoika dobrze smakowały też same - słodko-kwaśne, soczyste i mocno korzenne. Nie przeszkadzała nawet pestka w środku, na którą trzeba było uważać :)
Jeżeli jeszcze nie nastawiliście buraczanego zakwasu na wigilijny barszcz, to jest to najlepsza pora. Burakom, pozostawionym w ciepłym miejscu wystarczy 5-7 dni do zakwaszenia, więc jeżeli nastawicie je dzisiaj lub ostatecznie najpóźniej w niedzielę, na Wigilię będzie w sam raz.
Dwukolorowy, bo nie mogłam zdecydować się, czy zrobić dżem z agrestu zielonego, czy czerwonego :) W końcu ugotowałam dwa oddzielne, a później wpadłam na pomysł, żeby zapakować je razem, do jednego słoika i tym samym zrobić dżem dwukolorowy. Wyszło całkiem fajnie, szczególnie, że oprócz kolorów, warstwy troszeczkę różnią się też smakiem - agrest czerwony jest słodszy od zielonego. A do tego wszystkiego świeży aromat mięty :)
Sezon przetworów u mnie miał zakończyć dżem z jarzębiny, ale co zrobić, kiedy tarnina w tym roku taka piękna?! :) Dlatego skończyło się na tym, że do tegorocznych zapasów na zimę dołączyła jeszcze galaretka z owoców tarniny.
Tarnina to trochę zapomniana dzika śliwa z rośliny różowatych, rosnąca na pokrytym długimi cierniami krzewie. Wiosną obsypana tysiącami małych, białych, miododajnych kwiatków, przepięknie wygląda na tle krajobrazu. Jesienią jej gałęzie oblepione są małymi, okrągłymi, ciemnogranatowymi śliwkami. To przez owe budzące grozę ciernie pewnie ma tak niewielu amatorów, a szkoda, bo od wieków tarnina miała zastosowanie w medycynie ludowej, naturalnej. Poza jej właściwościami zdrowotnymi (dużą zawartością witaminy C i przeciwutleniaczy chroniącymi nasz organizm przed wolnymi rodnikami), owoce tarniny, zwane potocznie tarkami, są bardzo smaczne. Przetwory z nich nie mają tak kontrowersyjnego smaku jak jarzębina, bo po przemrożeniu cała cierpkość i goryczka tarek znikają niemal zupełnie. Zostaje pyszny, delikatny smak dzikiej śliwki.
Dżem z jarzębiny to chyba najbardziej jesienny i ostatni z przetworów, którym kończę sezon słoikowy (no dobra, na takie miano zasługuje jeszcze marmolada z dyni :)). Ten piękny złotordzawy kolor - nie można pomylić go z inną porą roku. No i smak. Właśnie - smak dżemu z jarzębiny nie wszystkich zachwyci - to smak specyficzny, smak dla koneserów i wielbicieli połączeń słodko-gorzkich.
Mamy październik, a maliny w ogrodzie dalej uginają się pod ciężarem owoców. Tegoroczna, jesienna malinowa klęska urodzaju podsunęła mi pomysł na jeszcze jeden sposób wykorzystania malin - postanowiłam je wysuszyć. Przypomniały mi się też pudełka z owocowymi pudrami w spiżarni (pełnej skarbów) szefa Davida Everitt-Matthiasa, w kuchni gwiazdowej restauracji Le Champignon Sauvage w Cheltenham, którą miałam ogromne szczęście odwiedzić parę lat temu. Puder malinowy, puder z owoców czarnego bzu, puder pomarańczowy i wiele wiele innych. Pudrami posypywano małe cukiernicze dzieła sztuki, serwowane dania i desery, wzbogacając tym samym ich smak i podkreślając wyrafinowany wygląd. Te tajemnicze pudry to nic innego, jak wysuszone i sproszkowane na pył owoce o wyrazistym smaku i zapachu. Zamarzyło mi się zrobienie pudru malinowego własnej roboty i podarowanie swoim deserom odrobiny luksusu ;)
Jedną z najpiękniejszych stron podróżowania jest kolekcjonowanie smaków. Odwiedzając jakąś nieznaną mi wcześniej część świata, zawsze staram się złapać jak najwięcej smaków, zapachów i kolorów lokalnego jedzenia. Niektóre smaki zostają ze mną na chwilę, inne na dłużej, a jeszcze inne na zawsze. Pamiętam je długo po powrocie do domu, szukam i próbuję odtworzyć. Po wyprawie do Irlandii w taki sposób "przyczepił się" do mnie Ballymaloe Country Relish - kultowy irlandzki sos /dodatek do kanapek, serów i wędlin. Mocno pomidorowy, korzenny, słodko-kwaśny, z dodatkiem rodzynek i jabłek - pyszny! Kiedy prawdziwe, pachnące latem pomidory mówią addio, taki pomidorowy relisz doskonale ratuje śniadania przed nudą i urozmaica smak.
Jesień stoi za progiem - teraz to już niezaprzeczalny fakt. Razem z nią czają się już jesiennie katary, przeziębienia, pierwsze grypy, anginy, zapalenia gardła i inne mało przyjemne sprawy. Każdego roku wytaczam im wojnę, bo antybiotykom i zasmarkanym nosom mówię zdecydowane NIE! Wierzę w naturę, szczególnie w jej dwa dary - syrop z młodych pędów sosny i czarny bez. O ten pierwszy trzeba postarać się wiosną (o czym zawsze przypominam), a na czarny bez, a dokładnie jego owoce (super owoce!), najlepszy czas jest właśnie teraz. Wszystkie przetwory z czarnego bzu są zdrowe, więc gorąco polecam i smaczną konfiturę, marmoladę czy galaretkę, ale syrop, bohater dzisiejszego wpisu, jest syropem do zadań specjalnych - syropem na odporność, na zdrowie.
Jeszcze nie skończyłam zabawy z cukinią! Jeszcze raz polecam cukinię w słoiku - marynowaną, tym razem nie w oliwie, a w occie jabłkowym. W tym roku rozpanoszyła się nam w ogrodzie cukinia żółta. Kwitnie i owocuje jak szalona od początku lata, zostawiając daleko w tyle przytłoczoną konkurencją cukinię zieloną. Odkryłam, że żółta fantastycznie nadaje się do grillowania (można zgrillować ją niemal na chrupiąco) i do przetworów, a mniej do duszenia na małym ogniu, przez ogromną zawartość wody. Najbardziej podoba mi się łączenie obu cukinii - i smakowe i wizualne :)
Są warzywa, którym nic tak dobrze nie robi, jak grillowanie :) Gotowane lub na surowo zwykle mdłe i bez wyrazu, charakteru i pełni smaku nabierają dopiero porządnie muśnięte ogniem. Na pierwszym miejscu w tym rankingu postawiłabym bakłażana, później cukinię, paprykę i dynię. Wszystkim, którzy dotąd z jakichś względów nie próbowali tych warzyw, nie lubią lub nie są do nich do końca przekonani, na dobry początek radzę spróbować ich w wersji grillowanej (lub smażonej na dużym ogniu, jak w wyśmienitej sałatce z patelni). A wszystkim już przekonanym, gorąco polecam na przekąskę smak letniej, grillowanej cukinii, zamknięty w oliwie.
Listopad minął niepostrzeżenie i już tylko 24 dni dzielą nas od świąt. Ekstrakt waniliowy nabiera mocy już od miesiąca, a na początku grudnia warto poświęcić parę chwil na przygotowanie domowej, kandyzowanej skórki pomarańczowej.
To właściwie uzupełnienie poprzedniego wpisu i przepisu. Galaretka, którą wykorzystałam do zrobienia glazury na sernik i którą dodałam częściowo do jego masy. Ale nie tylko do sernika warto ją robić, bo jest pyszna bez dodatków i jako dodatek do pieczywa, deserów, a nawet serów :) Nie będę wspominać o jej zaletach zdrowotnych, bo powszechnie wiadomo, że przetwory z czarnego bzu pomagają przetrwać najgorsze jesienne pluchy, srogie zimy i epidemie grypy.
Pamiętacie kremową, różową, zupę rzodkiewkową, którą pokazywałam rok temu? :) W tym roku, kiedy już nachrupałam się świeżych, rzodkiewek najróżniejszych gatunków do woli, zaczęłam eksperymentować z ich marynowaniem. Marynowane rzodkiewki to dla mnie nowość i nawet nie bardzo potrafiłam wyobrazić sobie ich smak, ale przekonał mnie przepis na rzodkiewkowe pikle w książce Katie Quinn Davis (What Katie Ate), który towarzyszył daniu z rybą w roli głównej.
Ciąg dalszy moich tegorocznych eksperymentów z owocami świdośliwy to przetwory. Bardzo chciałam sprawdzić, jak smakują świdośliwowe dżemy, więc skrupulatnie zbierałam owoce od początku ich dojrzewania. Trzeba zbierać je partiami, ponieważ nie dojrzewają jednocześnie i kiedy część jest już ciemnogranatowa i słodka, pozostałe na gałązkach są jeszcze niedojrzałe i zielone lub bladoróżowe. Bałam się, że nie uda mi się uzbierać ich tyle, żeby usmażyć dżem chociaż na kilka małych słoiczków i żeby część owocu w międzyczasie nie zepsuła się, więc mroziłam te uzbierane, dobierając resztę. Odkryłam też, że świdośliwa należy raczej do owoców twardych (pewnie przez pokrewieństwo z jabłkami) i bardzo długo nie psuje się, trzymana w lodówce, więc mrożenie w zasadzie wcale nie było konieczne. Tak czy inaczej, skompletowałam około kilograma jagód i usmażyłam dwa rodzaje dżemu - z samej świdośliwy i z połączenia świdośliwy z maliną.
Jedliście już w tym roku? :) Teraz smakują najlepiej!
Ogórki małosolne (najlepiej jedno lub dwudniowe) maczać w świeżym miodzie (u mnie spadziowy) i konsumować ze smakiem.
Kto jeszcze nie próbował - niech się poprawi :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)