Pokazywanie postów oznaczonych etykietą placki naleśniki pierogi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą placki naleśniki pierogi. Pokaż wszystkie posty
Kuchni chwastowej ciąg dalszy ;) Choć czosnek niedźwiedzi trudno nazwać mi chwastem, kiedy sama zaprosiłam go do ogrodu i kilka małych sadzonek o rachitycznych początkowo listkach, z roku na rok rozrasta się pięknie w pokaźną kępę. Dzisiaj najprostsze z najprostszych comfort food - kochane przez dzieci i dorosłych ziemniaczne kopytka z dodatkiem czosnku niedźwiedziego i zasmażane z ostatnimi zeszłorocznymi liśćmi jarmużu. I po raz kolejny zasada, że im prostsze tym lepsze sprawdza się doskonale, kiedy czujemy, jak puszyste kopytka rozpływają się w ustach, a smażony jarmuż chrupie przyjemnie pod zębami :)
Kopytka z czosnkiem niedźwiedzim i jarmużem:
450 g ugotowanych ziemniaków,
100 g mąki,
1 jajko,
1 łyżeczka soli,
kilka liści czosnku niedźwiedziego,
kilka liści jarmużu,
2 łyżki oleju,
1 łyżeczka soku z cytryny
Ugotowane i posolone ziemniaki jeszcze na gorąco rozgnieść na puree. Całkowicie ostudzić.
Do ziemniaczanego puree dodać mąkę, jajko i posiekane drobno liście czosnku niedźwiedziego. Wszystko zagnieść na jednolite ciasto, gładkie ciasto.
Ciasto przełożyć na oprószoną mąkę stolnicę lub blat. Z ciasta uformować kilka wałeczków o średnicy mniej więcej 2 cm. Każdy wałeczek podzielić na kawałki o grubości 1,5 - 2cm.
W dużym garnku ugotować wodę. Lekko ją osolić i do gotującej partiami wkładać kopytka. Po ich wypłynięciu na powierzchnię gotować jeszcze minutę. Łyżką cedzakową wyjąć z garnka.
Kopytka można ugotować wcześniej.
Na dużej patelni rozgrzać olej. Wrzucić porwane na kawałki i oddzielone od twardej łodygi liście jarmużu. Kiedy lekko zmiękną, dodać kopytka i smażyć, aż lekko zarumienią się z każdej strony.
Doprawić do smaku solą i pieprzem i skropić sokiem z cytryny.
Pomysł na smaczny wege obiad na lato i coś dla wielbicieli klusek, kopytek, "gniotków", do których i ja osobiście się zaliczam :) To połączenie włoskiej wersji naszych kopytek, czyli gnocchi z fasolką szparagową i pietruszkowym pesto, które spaja całość smaków. Pyszne i szybkie danie w stylu comfort food.
Nie upiekłam ani nie ugotowałam nic strasznego na dzisiejszy Halloween. I chociaż bez halloweenowych przyjęć i zabaw, potwornych gadżetów i przebrań mogę obyć się bez najmniejszego problemu, to październikowo-listopadowy, świąteczny tydzień bez dyni (do jedzenia, a nie straszenia) w kuchni uważam za stracony. Dlatego tegoroczny wieczór strachów umili mi tort naleśnikowy z kremem dyniowym i może jakiś dobry horror :)
Witajcie po wakacyjno-urlopowej przerwie! :) Wygrzana ostatnimi promieniami letniego słońca - tego swojskiego i greckiego - wakacyjnego, wypoczęta, pełna sił i pozytywnie nastawiona na jesienno-zimowy sezon, zabieram się za nowe projekty i przepisy. O mojej, pełnej wrażeń wyprawie na Santorini opowiem Wam, jak tylko ogarnę zdjęcia i wszelkie zaległości, które, jak to bywa po powrocie, piętrzą się niemożliwie, a dzisiaj szybko podrzucam pomysł na weekendowe, jesienne śniadanie - placki kukurydziane z rozkosznie chrupiącymi brzegami.
Pamiętacie grzybowiki sprzed roku? Wtedy robiłam po raz pierwszy tradycyjne paszteciki wileńskie z grzybami i obiecałam sobie, że za rok o tej porze będzie coś wileńskiego na deser. I oto są - makowiki - małe, drożdżowe pierożki nadziewane makiem i smażone, tak jak pączki, w głębokim oleju. Puszyste i delikatne, oprószone cukrem pudrem, przepyszne! Najlepiej zrobić od razu obie wersje - wytrawne grzybowiki i słodkie makowiki.
Moje odkrycie sezonu! Nie tyle pierogi, co połączenie kapusty kiszonej z buraczkami. Połączenie doskonałe, bo buraki fantastycznie łagodzą ostry smak kiszonki, uzupełniając ją o przyjemną dla podniebienia nutkę słodyczy, a z kolei kapusta dodaje, bądź co bądź zawsze trochę mdłym buraczkom charakteru. Zasmażaną kapustę kiszoną z buraczkami często robiłam jako przystawkę do obiadu i pomyślałam, że może dobrze sprawdzić się jako nadzienie do pierogów. I rzeczywiście sprawdziła się :)
Kojarzą mi się z Czechami, bo w czeskiej Pradze jadłam je po raz pierwszy, ale tak naprawdę mają rodowód austriacki. Marillenknödel są dziś tak samo popularne w Austrii, jak w Niemczech i Czechach. To naprawdę pyszny, letni deser, który łatwo zrobić w domu. W sezonie morelowym koniecznie trzeba spróbować!
Dzisiejszy wpis też jest wpisem na życzenie :) Za każdym razem, kiedy pojawiają się tutaj pierogi, powtarzają się pytania, jak zrobić pierogi z falbanką - dekoracyjnym brzegiem. Mam nadzieję, że ten wpis i filmik rozwieją wątpliwości, choć jak w każdej dziedzinie - trening czyni mistrza i najlepiej nauczyć się tego metodą prób i błędów na własnych pierogach. Mnie zajęło to sporo czasu :)
Od tygodnia zewsząd atakowały mnie placki i naleśniki :) Dosłownie zalewały instagram, facebook, blogi i wszelkie inne internety - zwykłe, drożdżowe, czekoladowe, z owocami, czekoladą, syropem klonowym czy śmietaną. A kiedy człowiek już się tak napatrzy... ;) Święto placków trwało w najlepsze nie bez przyczyny, bo kiedy my na ostatki zajadamy się pączkami i faworkami, druga część świata smaży pankejki i naleśniki, szczególnie w ostatni dzień karnawału przed Środą Popielcową, tzw. Shrove Tuesday. Moim naleśnikowym dniem jest zwykle piątek - jeden dzień w tygodniu, kiedy obiad może być na słodko (dozwolone są nawet gofry! ;)) - wtedy smażę cieniutkie naleśniki lub placki, najchętniej placki na maślance.
Pomiędzy opowieściami z drugiego końca świata wplotę coś na wskroś lokalnego :) Właściwie ten wpis mógłby mieć tytuł "cudze chwalicie, swego nie znacie". Bo to, że moja rodzinna kuchnia zawsze była bardziej mieszanką kuchni kresowej i mazowieckiej z racji korzeni, wcale nie jest usprawiedliwieniem nieznajomości kuchni regionu, gdzie bądź co bądź mieszkam od urodzenia. Dlatego też postanowiłam nadrobić zaległości i w końcu zgłębić temat kuchni warmińskiej. A na pierwszy ogień poszły dzyndzałki warmińskie z wołowiną.
Grzybowiki to wileńskie, wigilijne, drożdżowe pierożki nadziewane farszem z suszonych borowików i smażone w głębokim oleju. Wiele razu opowiadałam Wam, jak bliska jest mi kuchnia naszych północnych kresów wschodnich za sprawą dziadków pochodzących z Wileńszczyzny. Na Wigilii nie może zabraknąć u nas barszczu z grzybowymi uszkami, pierogów z kapustą i grzybami, makowców i typowo wileńskich śliżyków. Przyznaję, że akurat grzybowików nie znałam wcześniej, dopiero przepis z pięknej, ciepłej książki Ewy Wołkanowskiej-Kołodziej "Wilno" sprawił, że musiałam je natychmiast wypróbować. Książkę, której nie mogłam się doczekać, pochłonęłam za jednym razem, a wileńskie, drożdżowe pierożki prawdopodobnie już na stałe włączę do naszego świątecznego menu.
Najlepszy sposób na przedłużenie wakacji, to odtworzenie w domu smaków, które kojarzą nam się z wakacjami i wakacyjnymi wspomnieniami. Do mnie najbardziej przemawiają egzotyczne smaki azjatyckie, dzięki którym w ułamku sekundy przenoszę się do fascynującego mnie od dawna Dalekiego Wschodu. Często wspominam pełną wrażeń podróż na koniec świata - do Indonezji . Z indonezyjskimi śniadaniami kojarzą mi się (oprócz zaskakujących grzanek z czekoladową posypką do tortów i zielonych bułeczek :)) naleśniki. Naleśniki pszenne lub kokosowe, najczęściej z bananem zawijanym w naleśnikowe ciasto w całości lub w cząstkach karmelizowanych w cukrze palmowym z dodatkiem świeżo startego kokosu. Ostatnie letnie i wakacyjne poranki, dla pocieszenia zaczynam więc od naleśników kokosowych po indonezyjsku, na mące kokosowej z karmelizowanym kokosem i bananami.
Kiedyś istniały dla mnie tylko ziemniaczane. Chrupiące, z kwaśną śmietaną, najlepiej te z kuchni babci, do dziś moje ulubione, które bez chwili wahania wybrałabym na ostatni posiłek w życiu. Mogły konkurować tylko z babką ziemniaczaną, też tą babciną. Później zaczęłam odkrywać i doceniać inne placki warzywne - pyszne kalafiorowe, selerowo-cukiniowe, czy inne mieszane, grubo tarte rosti. Moje ostatnie odkrycie to soczyście zielone placki z zielonego groszku.
Kto jeszcze nie robił knedli serowych z truskawkami? :)
W końcu przyszło i w dodatku dokładnie takie jakie być powinno! W pełni słoneczne i gorące dni, ciepłe wieczory i noce pachnące zielenią - moja ulubiona pora roku, kiedy nareszcie przestaję marznąć :) Lato ma tylko jedną gorszą stronę - niespecjalnie sprzyja aktywnościom kuchennym. Wtedy to zaczynam rozumieć upodobania Hiszpanów i Greków do długiej sjesty w ciągu dnia, nie tylko nie mam ochoty stać przy kuchence, ale i apetyt w upalne dni zmniejsza się do minimum. W taki czas jedynym słusznym zestawem obiadowym wydają się być chłodniki i knedle serowe z truskawkami.
W myśl wyznawanej przeze mnie zasady, że nie marnuję jedzenia, ostatnią garść świeżych fiołków, którą miałam jeszcze w lodówce, dorzuciłam do naleśników :) Już dawno miałam zamiar wypróbować naleśniki w wersji bezglutenowej, z azjatyckim smaczkiem - na białej mące ryżowej. Po usmażeniu na suchej patelni, na małym ogniu, naleśniki pozostają białe i to jest doskonała baza dla kwiatowych dodatków.
Subskrybuj:
Posty (Atom)