Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zapiekanki i pizza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zapiekanki i pizza. Pokaż wszystkie posty
Zupełnie nieświadomie, ale zdaje się, że idealnie trafiłam z tym wpisem :) Mam na myśli amerykańskie święto sportu i ...obżarstwa, czyli mecz Super Bowl, rozgrywany hucznie w ostatnią niedzielę. Bo dzisiaj będzie po amerykańsku i chociaż nie są to słynne panierowane skrzydełka, ani hamburgery, steki czy popcorn, ale danie które też nieodmiennie kojarzy mi się ze Stanami - makaron zapiekany z serem, czyli mac'n'cheese.
Oprócz jarmużu, zanim pojawią się nowalijki, o tej porze roku tęsknotę za zielonym można zaspokoić jeszcze jednym warzywem - zieloną mini-kapustką brukselką. Wiem, że brukselka to kontrowersyjny temat - coś jak wątróbka lub flaczki - albo się ją kocha albo nienawidzi. Osobiście, o ile do dwóch wspomnianych specjałów do dziś mi daleko, do brukselki z czasem przekonałam się. Jak większość dzieci, nie przepadałam za nią w dzieciństwie, z biegiem lat zaczęła mi smakować i teraz przyznaję, że całkiem kręci mnie jej zadziorna goryczka :)
Czy to już naprawdę po lecie? Przyszedł wrzesień i pstryk - mamy jesień. Mam jeszcze resztki nadziei, że czeka nas przynajmniej kilka naprawdę słonecznych dni babiego lata, ale sezon na desery na ciepło chyba można uważać za otwarty. To akurat bardzo przyjemna strona jesieni - zapiekane w cieście owoce. Od razu przychodzą mi do głowy śliwki pod kruszonką, jabłka w cieście biszkoptowym albo clafoutis z morelami :)
Wrzesień i zapiekana papryka faszerowana. O tej porze jest najlepsza - soczysta i dojrzała, do tego najtańsza w całym roku. Pamiętam wrześniową samochodową wyprawę do Turcji, przejazd przez Węgry i paprykowe pola, gdzie przy drogach można było kupić olbrzymie worki papryki. Sprzedaż na sztuki nie wchodziła w grę. Nic dziwnego, że Węgrzy potrafią zamienić paprykowe dania i przyprawy w prawdziwą sztukę. To właśnie tam jadłam najlepszy w moim życiu paprykowy gulasz i zupę gulaszową. Na gulasz przyjdzie pora, kiedy na dobre rozpanoszy się jesień - teraz proponuję nafaszerować paprykę tym co lubisz najbardziej.
Pizza na śniadanie? Brzmi jak zły sen dietetyka, ale jeżeli jest to pizza zielona na placku tortilli własnej roboty, ze świeżym awokado i jajkiem sadzonym, nawet dodatek chipsów nie zepsuje jej reputacji jako dania na dobry początek dnia. Pod warunkiem, że są to chipsy z jarmużu oczywiście ;)
Zapiekanki mają siłę, szczególnie w listopadzie! Zapiekany obiad w tym miesiącu robię częściej niż kiedy indziej. Już sam fakt rozgrzania piekarnika w listopadową pogodę napawa mnie szczęściem (w końcu nie można piec codziennie ciast i drożdżówek ;)), a i jesienne skarby - warzywa korzeniowe, dynie i grzyby, idealnie nadają się do zapiekania i w tej postaci smakują mi najbardziej.
Dzisiejszy wpis zgrał się w czasie z obchodzonym 9 lutego Międzynarodowym Dniem Pizzy. Trochę przekornie, bo prawdziwa pizza jest tylko jedna - włoska, na cieniutkim cieście, z pomidorowym sosem, bazylią i mozzarellą, ale jej święto celebrować można równie dobrze przy pysznym calzone, amerykańskiej wersji na grubym cieście i z obfitym nadzieniem, a także przy tureckiej pide.
Po słodkich dyniowych wypiekach i pikantnej zupie pora na coś konkretnego na obiad. Nadziewana i zapiekana dynia to jedno z najładniejszych jesiennych dań moim skromnym zdaniem. Ile rodzajów, smaków i kształtów dyń, tyle różnorodnych potraw można z nich wyczarować, począwszy od zup podawanych w naturalnej, dyniowej wazie, gulaszów, wegetariańskich zapiekanek z kaszą i warzywami i niewegetariańskich z mięsem, na deserach kończąc. W tamtym roku hitem mojej dyniowej kuchni był kokosowo-jajeczny flan gotowany na parze w małej dyni - był tak samo zaskakujący wizualnie, bo nikt z częstowanych na pierwszy rzut oka nie spodziewał się co kryje w środku i że z łatwością pozwalał kroić się w eleganckie plastry; co smaczny - ponieważ nadzienie fantastycznie komponowało się ze smakiem jadalnego naczynia.
Przyznaję - jestem sportową ignorantką. Nie mam zielonego pojęcia do znaczy "spalony", na stadiony chodzę tylko i wyłącznie na koncerty i nie oglądałam dotąd żadnego mundialowego meczu. Z czystej ciekawości obejrzę pewnie mecz finałowy a tymczasem chętnie kibicuję kibicującym i urządzam sobie mały mundial w kuchni. Nie da się ukryć, że najpopularniejsze menu kibica niezależnie od narodowości i miejsca zamieszkania to fastfoodowe dania, przegryzki i przekąski w towarzystwie kufla piwa, a że dobry, domowy fasfood nie musi być zły - dzisiaj proponuję pizzę :)
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie...
Z każdym dniem za oknem robi się ciemniej, kiedy wstaję rano i kiedy wracam do domu po dniu pracy. Wieczorem stawiam na parapecie cynamonowe świeczki, a do poduszki czytam Opowieści Niesamowite Edgara Allana Poe. Lubię mroczne, tajemnicze klimaty, horrory i opowieści grozy, szczególnie o tej porze roku. Dynie pasują do nich jak ulał, nawet kiedy nie szczerzą kłów w postaci halloweenowego Jacka'O'Lantern.
Ostatnio zastanawiałam się nad fenomenem pizzy. Co takiego jest w cienkim placku drożdżowego, chlebowego ciasta i zapieczonych na nim pomidorów, sera i najróżniejszych innych produktów, których rodzaj może ograniczyć chyba tylko ludzka fantazja, że zrobił taką karierę na całym świecie i wciąż cieszy się niesłabnącą popularnością pod każdym równoleżnikiem? Mimo, że jej pierwowzór pochodzi z Włoch, to zdążyło powstać mnóstwo regionalnych odmian pizzy, charakterystycznych dla danej części świata, w myśl zasady "co kraj, to obyczaj". Od razu przychodzi mi na myśl pizza amerykańska, na grubym cieście, pokryta równie grubą warstwą nadzienia, czy podłużna w kształcie turecka pide, na której Turcy, oprócz tradycyjnego nadzienia lubią posadzić jajo :)
W końcu pojawił się u nas już na dobre. Piękny, błyszczący, aksamitny w dotyku, elegancki, o ciemnofioletowej, wytwornej szacie. Pan Bakłażan lub pani Oberżyna - jak kto woli :) Cieszę się bardzo, kiedy pojawiają się późną wiosną na sklepowych półkach i zostają tam już do końca lata. Bo nie wyobrażam sobie letniego grillowania bez podsmażonych prawie na chrupiąco plastrów, ani dużego garnka ratatouille przynajmniej raz w tygodniu bez mięsistych, rozpływających się w ustach kostek ani letnich obiadów bez roladek, od których znów uzależni się cała rodzina. Bardzo lubię bakłażana :) A jeszcze bardziej lubię być zaskakiwana nowymi smakami z jego udziałem.
Witam w nowym roku :) Na początku chciałam Wam podziękować za wszystkie, piękne życzenia świąteczne i noworoczne. Mam nadzieję, że razem przeżyjemy kolejny, fascynujący rok, odkrywając parę nowych tajemnic kuchennych, nowych smaków, nowych ciekawych miejsc i nowych wartościowych przyjaźni i znajomości. Właśnie - aż trudno uwierzyć, że oto mamy już rok 2010! Data brzmi jakoś tak, hmm - przełomowo? Pewnie dlatego, że doczekaliśmy już drugiej "odysei kosmicznej" ;) I chociaż wciąż jeszcze nie podróżujemy w kosmos w celach turystycznych, to okrągła "futurystyczna" data skłania do poczucia, że w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy zdarzy się coś całkiem nowego i nieoczekiwanego. Oby był to przełom pozytywny :)
Marzy mi się podróż na południe. Aksamitne powietrze, gorący wiatr na twarzy, piasek parzący stopy, pływanie w słonym, lazurowym morzu, leniwe popołudniowe sjesty przy szklance świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego lub arbuzowego, słodkie, pachnące słońcem pomidory, spacery pośród oliwnych i pomarańczowych gajów i wyprawy do moich ukochanych starożytności w celu udokumentowania kolejnej kolumny i kolejnej świątyni, od wieków skąpanych w ciepłych barwach śródziemnomorskich promieni słońca. Zmęczenie zaczyna dawać mi się we znaki, a na urlop w tym roku muszę poczekać aż do września. Ale przez chwilę udało mi się zapomnieć o frustrującym widoku za oknem i kalendarzu i przenieść się w śródziemnomorskie klimaty.
Oeufs sur le plat - pod tą skomplikowaną francuską nazwą kryją się wcale nieskomplikowane jajka sadzone :) Ich francuska wersja różni się tym, że sadzone są nie na patelni, ale w żaroodpornych naczyniach (np. w kokilkach do sufletów lub creme brulee) i często przyrządzane z rożnymi warzywnymi dodatkami. Szczęśliwym trafem udało mi się ostatnio dostać świeże, piękne zielone szparagi i w związku z tym postanowiłam uraczyć się w weekend królewskim śniadaniem :)
Wierzycie w coś takiego jak blogowa telepatia? :) Tak, to dość naciągana teoria, ale czasami zdarza się, że w tym samym czasie na kilku blogach pojawiają się wpisy z bardzo podobnymi przepisami lub oparte na tym samym składniku. Czasem jest też tak, że od razu znajdujemy dokładnie to, czego szukaliśmy lub nawet jeszcze nie zaczęliśmy szukać, a jedynie o tym pomyśleliśmy. Może jest jednak jakiś tajemniczy przekaz myśli pomiędzy ludźmi o podobnych zainteresowaniach? :) A piszę o tym w związku z moim dzisiejszym wpisem. Ostatnio kupiłam dwa piękne, duże bakłażany o idealnie gładkiej, lśniącej i ciemnofioletowej skórce. Już wracając ze sklepu zastanawiałam się co z nich przyrządzić. Moussakę robiłam całkiem niedawno i tym razem chciałam spróbować czegoś nowego.
Gdybym miała wybierać ulubione letnie warzywo, to obok fasolki szparagowej byłaby to cukinia. Cukinia ma tą przewagę, że owocuje całe lato, aż do początków jesieni i pierwsze malutkie i najpyszniejsze cukinki, zrywane na początku lipca, to tylko preludium do cukiniowego festiwalu kończącego się dopiero z końcem września. Właściwie sezon cukiniowy zaczyna się jeszcze wcześniej – od jej kwitnienia. Smażone w lekkim cieście naleśnikowym lub nadziewane mięsem albo warzywami kwiaty cukinii, to rarytasy drogich restauracji, które małym nakładem sił i środków można przygotować w domu. Jeżeli nie próbowaliście jeszcze, to polecam bardzo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)