W tamtym roku nie najadłam się rogali. Nie zjadłam ani jednego, bo 11 dzień listopada zastał mnie w dalekiej Tajlandii. Dlatego w tym roku musiałam odbić sobie świętomarcińskie objadanie się z nawiązką ;) Świąteczne rogale świętomarcińskie upiekłam już w sobotę, z czego tylko malutka, degustacyjna część została zjedzona (bo kto oparłby się pachnącemu, jeszcze ciepłemu rogalikowi prosto z pieca!), a reszta zapakowana skrzętnie i zamrożona w oczekiwaniu na świąteczną środę.
Nie przekonam pewnie większości mieszkańców Poznania, że to te domowe są najlepsze, bo gdybym mieszkała w Wielkopolsce, pewnie sama polegałabym na bogatej w tym temacie ofercie tamtejszych, certyfikowanych cukierni. Niestety, w moje okolice (i to całkiem od niedawna) docierają tylko pojedyncze, marketowe, mocno naperfumowane wypieki, tylko przypominające rogale marcińskie, w porównaniu z którymi, moim domowym o niebo bliżej do certyfikatu oryginalności. Dlatego z wielką radością piekę je, bez narzekania, że trudne, pracochłonne i wymagające. Jeżeli spróbujecie upiec je, przekonacie się sami, że wcale takie znów trudne nie są :)
W końcu dopracowałam przepis, który przy zachowaniu kilku podstawowych zasad odwdzięcza się pysznym, listkującym jak szalone ciastem i puszystym, naszpikowanym wszystkim co najlepsze nadzieniem, oczywiście z białego maku. Przepis bazuje na recepturze z certyfikowanej cukierni Koperskich w Poznaniu, w której parę lat temu pobierałam nauki kręcenia prawdziwych, marcińskich rogali, stąd moje przekonanie, bez fałszywej skromności, o ich maksymalnej, jak na warunki domowe oryginalności. Jedną z największych zalet przepisu jest to, że całą grubszą robotę można wykonać dzień wcześniej, a drugiego dnia rano, na przykład samego 11 listopada, tylko zakręcić rogaliki i je upiec. Bo w końcu nikt nie lubi pracować w święto :)
Rogale świętomarcińskie:
przepis na około 12 słusznej wielkości rogaliciasto -
500 g mąki,
10 g świeżych drożdży,
60 g cukru,
3 łyżki masła,
1 szklanka mleka,
1 całe jajko,
1 żółtko,
1/2 łyżeczki soli,
200 g zimnego masła dodatkowo - do wałkowania
nadzienie -
500 g białego maku,
100 g cukru,
125 g prawdziwego miodu,
40 g masła,
50 g rodzynek sułtańskich,
50 g migdałów,
3 podłużne, pokruszone biszkopty,
1 łyżka kandyzowanej skórki pomarańczowej,
1 jajko,
1 łyżka gęstej śmietany
kilka kropel olejku migdałowego
lukier -
1 szklanka cukru pudru,
2-3 łyżki gorącej wody,
posiekane migdały do posypania
dodatkowo -
1 jajko,
2 łyżki mleka
Dzień wcześniej przygotowujemy ciasto (najlepiej późnym popołudniem lub wieczorem) - drożdże rozetrzeć z łyżką cukru, 2 łyżkami mąki i 2 łyżkami podgrzanego mleka. Zostawić na około 15 minut do wyrośnięcia.
W tym czasie utrzeć całe jajko i żółtko z cukrem na puszysty krem. Dodać wyrośnięty rozczyn drożdżowy. Mąkę przesiać i wymieszać z solą. 3 łyżki masła stopić w ciepłym mleku.
Do masy jajeczno-drożdżowej dodać mąkę i zagniatać ciasto, stopniowo dodając mleko z masłem. Wyrobić gładkie, elastyczne ciasto, ale nie wyrabiać zbyt długo, aby ciasto nie nagrzało się zbyt mocno. Uformować płaski prostokąt, zawinąć w folię i chłodzić ciasto w lodówce około 30 minut.
Po tym czasie rozwałkować ciasto, zachowując kształt prostokąta. Zimne pozostałe masło pokroić na cienkie plastry i obłożyć nim całą powierzchnię ciasta. Krótszy bok prostokąta złożyć do środka w 1/3 powierzchni i przykryć przeciwległym bokiem, jak złożoną na 3 kartkę papieru. Tak złożone ciasto rozwałkować jeszcze raz na duży prostokąt i złożyć w taki sam sposób ponownie. Zawinąć w folię i chłodzić w lodówce 30 minut. Wałkowanie, składanie i chłodzenie ciasta powtarzać trzy razy. Po ostatnim wałkowaniu złożyć ciasto, zawinąć szczelnie w folię i zostawić w lodówce (najlepiej w najchłodniejszej jej części (ale nie w zamrażalniku!), aby jak najwolniej rosło na całą noc.
W przerwach pomiędzy wałkowaniem przygotować nadzienie - biały mak sparzyć, zalewając wrzącą wodą do jego wysokości i gotować na małym ogniu około 20 minut. Osączyć i dokładnie odcisnąć nadmiar wody (najlepiej przez bawełnianą ściereczkę). Zmielić mak trzykrotnie.
W rondlu stopić masło, cukier i miód, aż cukier rozpuści się całkowicie. Dodać zmielony mak i smażyć wszystko, cały czas mieszając około 5 minut. Dodać sparzone rodzynki, bardzo drobno posiekane migdały (mogą być też mielone) i skórkę pomarańczową, wymieszać wszystko i ostudzić.
Zimną masę makową wymieszać z rozkłóconym jajkiem, śmietaną i biszkoptami. Na końcu dodać olejek migdałowy. Gotową masę przełożyć do miski, przykryć i przechować w lodówce.
Następnego dnia wyjąć z lodówki schłodzone ciasto około 20 minut przed planowanym formowaniem rogali. Na lekko oprószonym mąką blacie rozwałkować ciasto na grubość około 5 mm. Pokroić na 12 trójkątów. Na każdy nałożyć nadzienie - musi być go sporo, tak żeby cała przygotowana masa makowa została wykorzystana. Każdą podstawę trójkąta lekko naciąć po środku i zwinąć rogale. Uformowane rogale przełożyć na blachę, wyłożoną papierem do pieczenia, przykryć ściereczką i odstawić do wyrośnięcia na około godzinę (muszą niemal podwoić swoją objętość - jeżeli ciasto rośnie szybko, trzeba skrócić czas wyrastania). Wyrośnięte rogale posmarować jajkiem rozbitym z mlekiem.
Rozgrzać piekarnik do 180 stopni i piec rogale mniej więcej 20-25 minut, aż ładnie się zarumienią.
Przesiany cukier puder utrzeć z gorącą wodą (dodawać ją stopniowo i sprawdzać konsystencję) na lukier i polukrować jeszcze gorące rogale, każdy posypując po wierzchu posiekanymi migdałami.
a marcepanu nie dajesz? w staropolskich przepisach czytałam, że marcepan, bakalie i biały mak to podstawa
OdpowiedzUsuńRobiłam wcześniej rogale z marcepanem, ale masa robi się automatycznie dwa razy słodsza. W tej poznańskiej certyfikowanej cukierni, w której byłam też nie używają marcepanu do masy makowej - wystarczą mielone migdały.
UsuńW zeszłym roku robiłam, wyszły boskie, ale w tym roku nie mam dostępu do białego maku. Ma w ogóle sens robić z niebieskim? Ania
OdpowiedzUsuńW Poznaniu powiedzieliby pewnie, że to profanacja ;) Faktycznie rogalem marcińskim już nie będzie, ale smacznym rogalikiem z makiem jak najbardziej :)
UsuńPiękne te Twoje rogale, podziwiam za pracowitość. Bo ja, choć bardzo lubię piec i gotować, to jednak cieszę się, że mieszkam tylko 50 km od Poznania (po przeprowadzce z Miasta na wieś). Nie wyobrażam sobie 11 listopada bez rogali! Dlatego dziś pojadę do porządnej poznańskiej cukierni (właśnie zastanawiam się, do której tym razem) i kupię ten rozpustny świąteczny wypiek. Bez pracy własnej!
OdpowiedzUsuńA ja zazdroszczę, że masz takie cukiernie w zasięgu - w końcu czasem po prostu ma się lenia i żadna siła nie zmusi do zabaw z ciastem i mieleniem maku. Na szczęście mnie w tym roku ten leń ominął, bo musiałabym obejść się smakiem ;)
UsuńNe prendo uno per la colazione,perfetti,bravissima,baci
OdpowiedzUsuńGrazie Paola! Si tratta di dolci tradizionali per polacco Giorno dell'Indipendenza :)
Usuńwygląda smakowicie. Gdyby nie fakt przebywania na L4 i zasypiania na każdym kroku to bym rozważyła zrobienie tych pierników...aczkolwiek nie kojarzę białego maku w sklepach.
OdpowiedzUsuńBiały mak bez problemu kupisz przez internet i w dużych delikatesach (w Almie podobno jest). Zdrowia życzę i zmierzenia się z rogalami w przyszłym roku! :)
UsuńMega apetyczne! Porywam rogalika!
OdpowiedzUsuńMmm ale one są piękne, aż żal jeść
OdpowiedzUsuńPiękne są;)
OdpowiedzUsuńWygladają pysznie! A jeżeli na pierwszy raz zamiast białego będzie zwykły mak?
OdpowiedzUsuńAga, ja bym to przełknęła, ale Poznaniacy by tego nie wybaczyli ;) Pewnie, że możesz upiec świąteczne rogaliki z makiem :)
UsuńJuż! Ciasto najlepsze, wszystko się udało. Nadzienie rozsypuje się.. pomimo to są pyszne! Czym mielesz mak?
UsuńMak mielę w maszynce do mięsa ze specjalnym sitkiem do maku z malutkimi dziurkami. Trzeba przemielić go najlepiej aż trzy razy - wtedy nie powinien być już sypki. Całe nadzienie też nie może być zbyt suche - jeżeli nie klei się, można dodać więcej śmietany lub jedno jajko więcej. W każdym razie cieszę się, że smakowały :)
UsuńNigdy takich nie jadłam :) W tym roku zupełnie zapomniałam, że to już czas, choć zaopatrzyłam się nawet w biały mak. Ech, może za rok... ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam te rogale, przepyszne są
OdpowiedzUsuńWŁAŚNIE UPIEKŁAM DZISIAJ SĄ NIEBO W GĘBIE POLECAM <3
OdpowiedzUsuńChoć mam je na wyciągnięcie ręki ze sklepowych półek, postanowiłam zmierzyć się z wyzwaniem i upiec je sama 😋 Ich niewątpliwą zaletą jest świeżość, żadne kupione rogale nie miały tej świeżości, jak to przy masówce. Wyszły pysznie i wg mnie trochę mniej słodkie od oryginałów, co nie jest żadną ujmą. Nie wychodzą tez wcale tak drogo 🙂
OdpowiedzUsuńJa piekę z konieczności i upodobania, bo do Poznania daleko ;) Biały mak już zmielony, a jutro wieczorem piekę na sobotę :) Masz rację, że te domowe są mniej słodkie, ale moim zdaniem to ich duża zaleta :) A dla tych, co mocno słodkie preferują, zawsze można rogala potraktować sowicie podwójnym lukrem :)
UsuńMam pytanie techniczne składanie i walkowannie ciasta za każdym razem polega na przekładania go masłem?
OdpowiedzUsuńNie, całe masło rozsmarowujemy na rozwałkowanym cienko cieście tylko jeden raz, na samym początku. Później tylko składamy ciasto i wałkujemy, a masło przez to składanie naturalnie "wędruje" sobie po cieście i tworzy warstwy :)
UsuńWczoraj upiekłam- są pyszne.Nawet nie przeszkadza mi ,że to nie listopad
OdpowiedzUsuńWczoraj upiekłam- są pyszne.Nawet nie przeszkadza mi ,że to nie listopad
OdpowiedzUsuńPrzepyszne, najlepsze jakie jadłam
OdpowiedzUsuńmam pytanie czy masę makową można zamrozić jak zostanie ? I jak długo można ją mrozić ? Pozdrawiam 🍀
OdpowiedzUsuńMroziłam już kiedyś tę masę. Wykorzystałam ją do ciasta na Boże Narodzenie.
Usuń