Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grzyby. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grzyby. Pokaż wszystkie posty
Na kolację wigilijną albo świąteczny obiad, dla tych, którzy nawet od święta wolą dania bezmięsne. Bo to pieczeń wegetariańska. Bardzo popularna w Wielkiej Brytanii, na bazie kaszy lub ryżu, z orzechami, grzybami i świeżą żurawiną. Ja podciągnęłam ją trochę pod kuchnię polską, dodając perłową kaszę jęczmienną. Cała reszta doskonale komponuje się z naszymi tradycyjnymi daniami bożonarodzeniowymi, bo to pieczeń pachnąca leśnymi grzybami, ziołami i chrupiąca orzechami, z lśniącą, żurawinową koroną. Nawet amatorzy mięsa będą zadowoleni - gwarantuję :)
Jak to dobrze, że to okropne uczucie, że to już naprawdę koniec lata, potrafią wynagrodzić takie wczesnojesienne przyjemności, takie jak na przykład grzybobranie :) Mam tu na myśli udane grzybobranie, bo nie ma nic bardziej przygnębiającego, jak powrót z lasu z pustym koszem. W tym roku na szczęście to chyba nikomu nie grozi, sądząc po tonach zdjęć pełnych po brzegi koszyków i relacji z grzybobrania, jakie zalewają internet od początku września. Ja też mam już za sobą udane grzybobranie i zupę grzechu wartą - polską borowikową ze świeżych grzybów.
Grzybowiki to wileńskie, wigilijne, drożdżowe pierożki nadziewane farszem z suszonych borowików i smażone w głębokim oleju. Wiele razu opowiadałam Wam, jak bliska jest mi kuchnia naszych północnych kresów wschodnich za sprawą dziadków pochodzących z Wileńszczyzny. Na Wigilii nie może zabraknąć u nas barszczu z grzybowymi uszkami, pierogów z kapustą i grzybami, makowców i typowo wileńskich śliżyków. Przyznaję, że akurat grzybowików nie znałam wcześniej, dopiero przepis z pięknej, ciepłej książki Ewy Wołkanowskiej-Kołodziej "Wilno" sprawił, że musiałam je natychmiast wypróbować. Książkę, której nie mogłam się doczekać, pochłonęłam za jednym razem, a wileńskie, drożdżowe pierożki prawdopodobnie już na stałe włączę do naszego świątecznego menu.
Jeszcze tylko tydzień dzieli nas od Wigilii i tak krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku idą święta :) To jest najlepsza pora, żeby przedstawić króla wigilijnego stołu. Proszę Państwa - oto karp. Pieczony w całości, z puszystym nadzieniem z pieczarek i jajek, lubią go nawet ci, którzy za karpiem nie przepadają. Sama jestem tego przykładem - tradycja wymaga, aby spróbować wszystkich potraw wigilijnych, więc karpia smażonego i karpia w galarecie rzeczywiście jedynie próbuję, a dopiero z prawdziwą przyjemnością zjadam dużą porcję karpia pieczonego.
Co w tym roku podać do barszczu? Na rozpoczęcie kolacji wigilijnej będą tradycyjnie uszka z grzybami, ale barszcz - pyszny, aromatyczny, na domowym zakwasie, to zupa, którą podjadamy przez całe święta. A do barszczu czystego dobrze mieć pod ręką jakąś smaczną i pasującą przystawkę. Najczęściej są to drożdżowe paszteciki lub pieczone pierogi, ale mnie od dawna marzył się kulebiak. Wywodzący się z Ukrainy, a na naszych terenach z Lubelszczyzny, nigdy nie był częścią mojej rodzinnej kuchni, dlatego dotychczas nigdy nie piekłam go ani od święta ani na co dzień. Ale skoro już marzył mi się taki odświętny, dobrze wyrośnięty, z kapustą i grzybami, w tym roku to właśnie kulebiak będzie jedną z przystawek do barszczu.
W większości polskich domów przedwigilijny maraton lepienia pierogów już rozpoczęty. Ja swój zaczynam od jutra. Uszka z grzybami do barszczu, tradycyjne pierogi z kapustą i grzybami, pierogi z kaszą gryczaną i serem i na słodko - z makiem, to coroczne pewniaki, bez których nasza uroczysta kolacja nie mogłaby się odbyć. W tym roku dołączą do tego zestawu pierogi pieczone, do podania z grzybowym sosem.
Nie pamiętam takiego roku. Nie pamiętam tylu prawdziwków zebranych za jednym razem, tylu grzybowych uczt kulinarnych, tylu przetworów z najszlachetniejszych darów jesieni i zamrażalki napakowanej po sufit grzybowymi mrożonkami. Trudno było uwierzyć mi w relacje internautów i znajomych, narzekających, że nie ma grzybów, kiedy przynajmniej raz w tygodniu lądował w mojej kuchni kosz wypełniony po brzegi dorodnymi borowikami.
Kilkanaście pięknych, dużych, ususzonych borowików wypłukać, nastawić w garnku z rozmaitą włoszczyzną, parą cebul, marchwi, kilku ziarnkami pieprzu angielskiego i liścia bobkowego i zalawszy wodą gotować to wszystko, aż grzyby będą miękkie. Skoro przestygnie, przecedzić przez sito do wazy, gdzie powinny być posiekany koper czy pietruszka zielona. Do tej zupy kładą się kluski zaparzane albo makaron włoski lub kaszka gęsta z drobnych krupek w kostki krajana. Można tę zupę dawać i bez masła; ale trzeba dodać do niej ugotowanych kalafiorów lub pokrajanych szparagów. Dla odmiany robi się ją także i kwaskowatą: dolać do smaku z grzybów burakowego rosołu, a na wydaniu zabielić suto śmietaną. Do tej ostatniej zupy farsz z ryby, grzyby poszatkowane w paski lub pierożki podsmażone grzybowe są najwłaściwsze.
Kucharka litewska, 1938 r
Coś mi się wydaje, że tegoroczna Wielkanoc będzie na gorąco :) Nie mam na myśli nagłego przypływu afrykańskiego powietrza i gorących frontów tuż znad równika, ale to, że na świątecznym stole królować będą dania ciepłe. Macie ochotę na zimne sałatki? Ja ani trochę. Czekam natomiast z niecierpliwością na pieczoną białą kiełbasę z chrupiącą skórką, w towarzystwie ostrego, świeżo tartego chrzanu ze śmietanką i kawał świątecznej pieczeni. Jestem przekonana, że jeszcze większym niż zwykle powodzeniem cieszyć się będzie rozgrzewający, wielkanocny żurek :)
Jeden z najgorszych dni roku? Zdecydowanie ten, wraz z którym kończy się długi, wakacyjny urlop i pora wracać do szarej, monotonnej codzienności. W moim przypadku niestety to już jutro, więc po raz kolejny, razem z Bobem Geldofem, zapytam sama siebie, dlaczego nie lubię poniedziałków i postaram się przetrwać jakoś ten pierwszy, pourlopowy dzień w pracy :)
Nie myślałam, że kiedyś to powiem, ale muszę - błagam - zimo przyjdź! Zima nie jest moją ulubioną porą roku. Owszem, uwielbiam białe święta i Nowy Rok, ale po nich, generalnie mam w nosie czy śniegu spadnie więcej czy mniej, a najchętniej od razu przywitałabym się z wiosną. Właśnie - z wiosną, ale to, co mamy teraz woła o pomstę do nieba! Karnawał? Jaki karnawał, kiedy za oknem listopad :/ Mam poczucie zachwiania jakiegoś porządku świata i domagam się chociaż jednego tygodnia skrzącego się w promieniach mroźnego, styczniowego słońca białego puchu, oszronionych bajkowych drzew i szczypiącego w policzki mrozu. Inaczej zakopię się w koc i zapadnę w pseudo-zimowy sen zamiast zupełnie skołowanych dziwaczną aurą zwierząt.
Lubię symbolikę i symbole. Sianko pod obrusem, opłatek, dodatkowe nakrycie i miejsce przy stole, dwanaście potraw, światło świec, igliwie i jemioła - to wszystko czyni święta Bożego Narodzenia wyjątkowymi i przypomina, co jest ich istotą. Jednym z najstarszych symboli w historii ludzkości jest ryba. Ryby nie może zabraknąć też na wigilijnym stole. W moim domu tradycyjnie pojawi się karp - smażony, w galarecie, faszerowany i zapiekany w białym winie, jak zawsze będą też i śledzie i pstrąg lub sandacz.
Ładnie w tym roku nasze narodowe święto listopadowe połączyło się ze świętem kuchni polskiej, czyli akcji Ireny i Andrzeja - Gotujemy po polsku! Powoli zaczyna mi to wchodzić w krew - zaraz po dyniowych szaleństwach w kuchni, odgrzebuję stare książki i artykuły i z wielkim entuzjazmem udaję się na wycieczkę w czasie, aby odkopać parę ciekawych i zapomnianych często potraw z naszej kulinarnej historii. Z tej okazji, jak rok temu, zapraszam Was na uroczysty, jesienny (staro) polski obiad :)
Witajcie po wakacyjnej przerwie :) Wszystko co dobre i przyjemne niestety szybko się kończy, a szczególnie odczuwa się to, kiedy urlopowe powroty zbiegają się z końcem lata (jakiekolwiek by nie było ;)) Bo nie wiem jak Wy, ale ja czuję jesień w powietrzu każdą komórką ciała. Do lata i wakacji wrócę jeszcze nie raz, ale zanim opowiem Wam o urokach pewnej bardzo zielonej wyspy, muszę zanotować w moim prywatnym, blogowym, kulinarnym pamiętniku swoje pierwsze, bliskie spotkania z dziczyzną :)
Lipiec upływa wcale nie leniwie i wcale nie wakacyjnie. Pogoda w kratkę, bardziej wiosenna niż letnia, skutecznie zniechęca nawet do jednodniowych wypadów nad wodę. Rekompensuję to sobie na przemian - wizytami u przyjaciół i goszczeniem ich u siebie, bo w przeciwieństwie do kapryśnej pogody, z nimi zawsze jest lato :) W kuchni trwa gorący okres przetwórstwa owocowego i w kipiących nieustannie garnkach zmienia się tylko wsad - jagody kamczackie i agrest ustąpiły miejsca czereśniom (o których następnym razem :)), kiedy na swoją kolej czekają już niecierpliwie porzeczki. Czasu i miejsca na inne przyjemności kulinarne brak, więc do łask wracają szybkie i proste obiadowe makarony.
Chociaż brzmi delikatnie, słodko i deserowo, dzisiaj serwuję danie obiadowe i na dodatek mięsne :)
Po wakacjach obiecałam Wam oryginalną recepturę z Cypru i właśnie dotrzymuję tej obietnicy. Ze słonecznej wyspy przywiozłam przepis na afelię z Commandarią - najstarszym winiem świata, o którym opowiadałam w pocztówkach z podróży. Afelia to schab marynowany w czerwonym winie i ziarnach kolendry. Ta prosta marynata nadaje mięsu delikatności, kruchości oraz słodko-cytrusowego aromatu, dzięki kwaskowatemu posmakowi kolendry. Podstawowa wersja dania to samo mięso duszone do miękkości w marynacie i podawane z jogurtem, chlebkiem pitta lub ryżem, ale afelia może być też przyrządzana w bardziej urozmaiconej formie, z dodatkiem warzyw, grzybów i przypraw korzennych (np. z korą cynamonową).
Subskrybuj:
Posty (Atom)