Dzisiejszy wpis też jest wpisem na życzenie :) Za każdym razem, kiedy pojawiają się tutaj pierogi, powtarzają się pytania, jak zrobić pierogi z falbanką - dekoracyjnym brzegiem. Mam nadzieję, że ten wpis i filmik rozwieją wątpliwości, choć jak w każdej dziedzinie - trening czyni mistrza i najlepiej nauczyć się tego metodą prób i błędów na własnych pierogach. Mnie zajęło to sporo czasu :)
Rabarbar dotychczas zwykle szedł w parze z ucieranym, lekkim ciastem maślanym, drożdżówką lub ciastem kruchym, często w towarzystwie słodkiej bezy. Nigdy wcześniej nie łączyłam rabarbaru z cięższym ciastem korzennym, bardziej kojarzącym się z zimą niż rabarbarową wiosną. A jednak pasuje i to bardzo!
W odzewie na przepis na chleb z Vermont dostałam sporo zapytań o sam zakwas, więc postanowiłam zebrać wszystkie informacje i podaję Wam recepturę na zakwas żytni, której sama używam. Nie przywiązuję wagi do odmierzania składników z aptekarską precyzją. W końcu i tak najważniejszy jest rodzaj mąki i wody, a do tego temperatura, która o tej porze roku sprzyja zakwasowi najbardziej, więc czym prędzej zamieszajcie w słoikach i rozpocznijcie swoją przygodę z dzikimi drożdżami :)
Sezon rabarbarowy w pełni, więc ciasto z rabarbarem pojawić się musi! Późno w tym roku, ale wszystko wydaje się spóźnione na skutek tych dziwnych anomalii pogodowych na początku maja. A ja jak zawsze, czekałam najpierw na swojski, ogrodowy rabarbar. Krzak to stary, lekko już zdziczały, z zielonymi, a nie rozkosznie różowymi łodygami, jakimi może poszczycić się rabarbar malinowy. Smakuje tak samo dobrze i "rabarbarowo", jak każdy inny, ale zawsze kręcę nosem na jego kolor, szczególnie po upieczeniu. Trochę z tego powodu, a trochę dlatego, że w zamrażalniku zalegała jeszcze porcja mrożonych malin z tamtego roku, połączyłam w cieście rabarbar z malinami i była to bardzo dobra decyzja!
Kiedyś, dawno, dawno temu, na samym początku blogowania, opowiadałam Wam o pierwszej potrawie, którą potrafiłam przyrządzić samodzielnie, a którą to potrawą był najprawdopodobniej omlet "grzybek". Długo byłam przekonana, że omlet grzybek to nasza mała rodzinna tradycja, z recepturą przekazywaną słownie z pokolenia na pokolenie. Tymczasem okazało się, że jest to znana litewska/kresowa potrawa - w "Kucharce Litewskiej" cały podrozdział (w rozdziale "Potrawy jajeczne, grzybki, naleśniki i różne ciastka z patelni") poświęcony jest grzybkom i nie chodzi tu wcale o potrawy z darów lasu, ale właśnie o pyszne, puchate omlety :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)