Soczysty kawałek schabu, kurczak pieczony z chrupiącą skórką czy udziec z indyka prosto z pieca, to najlepszy pomysł na weekendowy obiad w październiku i listopadzie. To jedyny czas w roku, kiedy mięso (pieczone) naprawdę mi smakuje. Albo pieczona kaczka. Taką w całości piekę zawsze klasycznie po polsku - sowicie natartą suszonym majerankiem i nadzianą kwaśnymi jabłkami (renetami). Z kaczką porcjowaną lubię za to poeksperymentować - zmieniać przyprawy, dobierać sosy. Często spoglądam wtedy w stronę Azji - w końcu to Chińczycy swoją kaczkę po pekińsku podnieśli do rangi sztuki. Na kaczkę po pekińsku porwać się nigdy nie miałam odwagi, ale pierś kaczki w pięciu smakach z sosem sojowo-miodowym wyszła mi wyśmienicie!
Dżem z jarzębiny to chyba najbardziej jesienny i ostatni z przetworów, którym kończę sezon słoikowy (no dobra, na takie miano zasługuje jeszcze marmolada z dyni :)). Ten piękny złotordzawy kolor - nie można pomylić go z inną porą roku. No i smak. Właśnie - smak dżemu z jarzębiny nie wszystkich zachwyci - to smak specyficzny, smak dla koneserów i wielbicieli połączeń słodko-gorzkich.
Nie wszystkie suszone maliny przerobiłam na puder (z niewielkiej ilości malin wychodzi go naprawdę sporo). Część zostawiłam sobie na granolę malinową, czyli rodzaj chrupiącego, pieczonego musli. Na śniadanie z mlekiem lub jogurtem, taka granole smakuje najlepiej w połączeniu z malinami świeżymi, ale kiedy już ich zabraknie, suszone też dają radę swoim smakiem i zapachem choć na chwilę przedłużyć lato.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)