Dyniowy Festiwal nabiera tempa, umilając szare, deszczowe i bardzo jesienne już dni. A ja postanowiłam upiec muffinki. Dyniowe muffiny piekę każdej jesieni (chociaż ze zdziwieniem zauważyłam, że nie było ich jeszcze na blogu!), ale takich nie piekłam jeszcze nigdy :) Na przepis natknęłam się przypadkiem na stronie amerykańskiego sklepu ze zdrową żywnością Whole Foods Market. Ich wyjątkowość polega na tym, że rozkosznie chrupią z każdym kęsem :) Niby nic dziwnego, bo większość muffinek ma chrupiącą (mniej lub bardziej) skórkę tuż po upieczeniu, ale te pozostają chrupiące nawet na drugi dzień! Taki patent zawdzięczają prażonej na złocisto najzwyklejszej, surowej kaszy jaglanej :)
Cieszę się bardzo, że znowu, jak co roku, pod przewodnictwem Bei, rozpoczął się Dyniowy Festiwal :) Ba, tym razem cieszę się nawet podwójnie, bo dyniowy weekend zmienił się w calutki dyniowy tydzień (z kawałkiem! ;)) i w końcu będzie czas, aby pękatą królową jesieni do woli się nacieszyć. Bo ja już w tamtym roku miałam niedosyt, obserwując przy okazji z uciechą, jak z całkowitej dyniowej ignorantki jeszcze kilka lat temu, staję się powoli dyniowym koneserem, raz za razem odkrywając nowe oblicza tego niezwykłego warzywa. Zdążyłam już przekonać się, że dynia równie dobrze smakuje na słodko, słono, kwaśno, ostro, na surowo, pieczona, gotowana, w wersji obiadowej i deserowej. I wiem, że jeszcze nie raz mnie zaskoczy :)
Tegoroczny Międzynarodowy Dzień Chleba, obchodzony na blogach kulinarnych na całym świecie, to dla mnie wspaniała okazja, żeby celebrować i pochwalić się moim pierwszym, zakwasowym chlebem bochenkowym. Dotychczas moje pierwsze, nieśmiałe kroki w świecie pieczywa na zakwasie, stawiałam testując proste, razowe chleby foremkowe. Ale kiedy mój wychuchany zakwas nabrał siły i dojrzałości, a ja - jako takiego pojęcia o rodzajach, metodach i właściwościach pieczywa, postanowiłam w końcu zrobić krok na przód i upiec chleb bez foremki :)
Dzisiaj będzie różowo :) Jak każdej jesieni, zaróżowiła się w ogrodzie rajska jabłoń, tysiącem małych różowych jabłuszek. Szarlotka z raju i rajski dżem z tamtego roku, zachęciły mnie do dalszych eksperymentów z mniejszymi braćmi alw, malinówek, renet i beforestów. Różowy miąższ jabłuszek jest tak dekoracyjny, że jeszcze raz postanowiłam wykorzystać ten walor w cieście - tym razem w słodkim, jesiennym chlebku z orzechami laskowymi. I rzeczywiście - kawałki jabłek wyglądają w nim jak różowe pralinki. I chociaż na surowo diabelsko kwaśne i cierpkie, upieczone w słodkim cieście smakują bardzo dobrze, a w towarzystwie garści uprażonych orzechów mogą umilić nawet najbardziej pochmurny i deszczowy, jesienny poranek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)