W tym roku wszystko wydaje mi się spóźnione. Spóźniona wiosna, spóźnione lato (o ile w ogóle będzie ;)), spóźniony sezon truskawkowy. Nawet rabarbarowy zaczął się dla mnie późno, ale to głównie dlatego, że z uporem maniaka czekałam na swój własny, ogrodowy rabarbar. A że został on przesadzony w dogodniejsze miejsce na początku wiosny, trochę wody upłynęło zanim ukorzenił się i urósł na tyle, że można było pozyskać parę tych wyczekanych, różowych, kwaśnych łodyg. Bo rzeczywiście, w tym roku było ich jeszcze zaledwie parę, ale jeszcze parę wiosen, kiedy mój rabarbarowy krzaczek nabierze sił i wszystkie rabarbarowe specjały będą moje ;)
W końcu pojawił się u nas już na dobre. Piękny, błyszczący, aksamitny w dotyku, elegancki, o ciemnofioletowej, wytwornej szacie. Pan Bakłażan lub pani Oberżyna - jak kto woli :) Cieszę się bardzo, kiedy pojawiają się późną wiosną na sklepowych półkach i zostają tam już do końca lata. Bo nie wyobrażam sobie letniego grillowania bez podsmażonych prawie na chrupiąco plastrów, ani dużego garnka ratatouille przynajmniej raz w tygodniu bez mięsistych, rozpływających się w ustach kostek ani letnich obiadów bez roladek, od których znów uzależni się cała rodzina. Bardzo lubię bakłażana :) A jeszcze bardziej lubię być zaskakiwana nowymi smakami z jego udziałem.
Siedzę, spoglądam w okno i pociągam nosem. Z moim nastrojem wszystko w jak najlepszym porządku, tyle że przeziębiłam się trochę. Dacie wiarę - przeziębić się w maju?! Świat schodzi na psy, a wraz z nim pogoda i najwyraźniej nie tylko z prawdziwą wiosną, ale i z latem w tym roku możemy się pożegnać. A o tropikach można tylko pomarzyć... więc sobie marzę, przeglądając tętniące ciepłymi kolorami wakacyjne zdjęcia. I od razu lepiej na duszy :) I jeszcze sernik tropikalny upiekłam! :)
Kiedyś, całkiem przypadkiem, natknęłam się na program w telewizji, z cyklu Smaki Polskie. Tematem tamtego odcinka były akurat pierogi, a dokładnie pierogi ruskie, o których pochodzeniu i o tym jak ich nadzienie zmieniało się przez lata, opowiadał dr Grzegorz Russak. Najbardziej zainteresowała mnie staropolska wersja, która podobno może poszczycić się aż 300-letnią tradycją w kuchni polskiej. Zanim tak popularne w naszej kuchni stało się nadzienie z ziemniaków i białego sera, wcześniej pierogi ruskie, pochodzące z Rusi Halickiej nadziewano kaszą jaglaną. Przyznam się, że od tamtej pory nie tylko chodziła za mną ciekawość tego smaku, ale też ciekawość samej kaszy jaglanej, która razem z wieloma innymi produktami powszechnej diety naszych pradziadków odeszła do lamusa, czego bardzo żałuję, po tym jak dowiedziałam się o niej trochę więcej.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)