Mały suplement do ostatniego wpisu, czyli fiołków ciąg dalszy :)
W tym roku postanowiłam częściowo pójść na łatwiznę ;) Każdy, kto kiedykolwiek kandyzował własnoręcznie fiołki, dobrze wie, jaka to żmudna, krecia robota, wymagająca anielskiej cierpliwości. Każdy, maleńki kwiatek trzeba przy pomocy pędzelka pokryć rozbitym białkiem i obsypać cukrem pudrem. Fiołki są bardzo delikatne i ich płatki łatwo sklejają się, tracąc swój kształt, więc trzeba je starannie rozkładać na pergaminie, uważając przy tym, aby całkiem nie zniszczyć kwiatka. Krótko mówiąc, to niemal koronczarska praca i przy kandyzowaniu większej ilości fiołków można dostać przysłowiowego fioła ;)
Słoiczek fiołków kandyzowanych dla tego, kto wymyśli bardziej wiosenny smak dla lodów od fiołkowego! ;)
To jeden z takich tygodni, kiedy gotowanie schodzi na dalszy plan. Od ciągłej huśtawki nastrojów aż kręci się w głowie. W telewizji obrazy, których prawdziwość wbija w fotel i poraża swoją nierealnością. Szok, niedowierzanie, ból i współczucie, podkręcane do granic wytrzymałości. W radiu playlista z najpiękniejszymi piosenkami na świecie (czy to nie paradoks, że te najpiękniejsze, są równocześnie najsmutniejszymi? Dave Matthew ma rację śpiewając - "funny the way it is, not right or wrong somebody’s heart is broken and it becomes your favorite song"...) Jest ciszej, spokojniej, inaczej.
Witajcie po świętach :) Mam nadzieję, że odpoczęliście i złapaliście dużo wiosennego słońca, bo pogoda tym razem wyjątkowo dopisała (przynajmniej tutaj, na północy kraju :)).
Ja, oprócz wyżej wymienionych przyjemności, jak zwykle przejadłam się ponad miarę, co jak zwykle budzi lekką frustrację. Bo jak to możliwe, że co roku przygotowujemy przynajmniej o połowę za dużo jedzenia na święta, obiecując sobie potem, że to już ostatni raz i rok później robimy dokładnie to samo? Siła tradycji to jednak prawdziwa potęga! W końcu to święta - musi być dostatnio, obficie i odświętnie. Tylko za jakie grzechy cały poświąteczny tydzień trzeba jeść wielkanocne pieczenie, pasztety, sałatki i ciasta? :) Jakkolwiek na dwie ostatnie pozycje nie narzekam wcale, to nie mogę już patrzeć na mięso. Wtorek - świąteczna pieczeń z ziemniaczanym puree; środa - świąteczna pieczeń w sosie z kaszą gryczaną; czwartek - świąteczna pieczeń z indyka jako dodatek do makaronu w śmietanowo-czosnkowym sosie; piątek - ... O nie, dziś powiedziałam "dość" ciężkim, "pieczeniowym" obiadom i mimo tego, że jeszcze ten jeden, ostatni raz utylizowałam świąteczne resztki, to w końcu było to coś lekkiego i pożywnego :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)