Zawsze z początkiem wiosny otrzymuję dużo zapytań o fiołki. Jaki to dokładnie gatunek fiołka, gdzie i kiedy się je zbiera, jak przechowuje i przetwarza. Pytania jak najbardziej słuszne, bo odmian fiołków, jest całe multum (znanych jest około 400 gatunków), więc łatwo się w tym wszystkim pogubić. Dlatego postanowiłam uporządkować temat tym wpisem, którego bohaterem jest kwiatek, bez którego nie wyobrażam sobie wiosny - dziki fiołek wonny (Viola odorata).
Wszystkie dzikie gatunki fiołka są jadalne, łącznie z popularnym w ogrodach i balkonowych skrzynkach fiołkiem trójbarwnym, potocznie zwanym bratkiem. Nie polecam próbowania fiołków typowo doniczkowych - afrykańskiego i alpejskiego, znanego też jako cyklamen, bo co do ich jadalności i smaku nie mam pewności. Wszystkie inne, znalezione na łąkach i w lesie można śmiało próbować, ale szczególnie warto poszukać tego, który jako jedyny odznacza się tym wyjątkowym, niepowtarzalnym słodkim zapachem.
Fiołki wonne pojawiają się już w marcu, jako jedne z pierwszych, po przebiśniegach i krokusach, kwitnących kwiatów. U mnie na Warmii zaczynają kwitnąć zwykle na początku kwietnia, pokrywając liliowym dywanem ogrodowy trawnik. Nikt ich nie wysiewał ani nie sadził - to fiołki-samosiejki. Mam to szczęście, że wiem, że pochodzą z pewnego źródła, więc z całą odpowiedzialnością korzystam z nich w celach spożywczych, ale w innym przypadku trzeba pamiętać, żeby zbierać je tylko w miejscach bezpiecznych, niezanieczyszczonych, najlepiej w lasach, na łąkach. Ta zasada dotyczy wszystkich dzikich roślin jadalnych - im zbierane dalej od dobrodziejstw cywilizacji, tym lepiej!
Kwiaty fiołka od dawna wykorzystuje się w kosmetyce i cukiernictwie, ale nie wszyscy wiedzą, że cała roślinka jest jadalna, łącznie z zielonymi sercowatymi listkami. Przyznaję, że sama nie eksperymentowałam jeszcze z fiołkowymi listkami (na pewno zacznę, kiedy skończą mi się już pomysły na kwiaty, co mam nadzieję, nie nastąpi za szybko ;)) ale podobno można dodawać je do sałatek i zup, tak samo jak szczaw czy pokrzywę, bo tak samo jak one zawierają dużo witamin i mikroelementów, szczególnie witaminy C.
Na razie wciąż jeszcze zakochana jestem w słodko pachnących fiołkowych kwiatkach, których zastosowanie co roku odkrywam na nowo. Najlepiej zbierać je w suchy, słoneczny dzień rano, po ustąpieniu porannej rosy - wtedy ich zapach jest najbardziej intensywny.
Zbieram same kwiatki, odrywając je opuszkami palców od łodyżki i zamknięte w pudełku przechowuję w lodówce - wtedy zachowują świeżość przez kilka dni. Całe kwiaty nadają się do kandyzowania, do robienia wywarów na sok, syrop czy lemoniadę, do mrożenia w kostkach lodu, wykorzystywanych później do napojów i drinków, jako dodatek do sałatek i oczywiście do dekoracji. Jeżeli przeszkadza Wam lekko "trawiasty" posmak, za który odpowiedzialna jest zielona końcówka łodyżki, nie ma innej rady, jak zabawić się w Kopciuszka i oddzielić od główki kwiatka same płatki. Nie jest to aż tak trudne i żmudne, jak mogłoby się wydawać, sądząc po rozmiarach fiołków - wystarczy ulubiony serial lub dobry film do towarzystwa i można naskubać ich naprawdę sporo ;) Same płatki, lepiej niż całe kwiaty, sprawdzają się do ucierania z cukrem na cukier fiołkowy lub ucieraną na zimno konfiturę, a także do aromatyzowania kremów do ciast i ciastek.
Nie oczekujcie jednak spektakularnego zapachu po fiołkowych przetworach. Ten aromat jest dokładnie taki sam, jak fiołkowy kwiatek - bardzo delikatny i subtelny. Wszystkie fabrycznie produkowane przetwory i słodycze o smaku fiołka są sztucznie aromatyzowane i stąd ich charakterystyczny "perfumowany" zapach (dokładnie tak samo działa sztuczny aromat lawendy). Najpiękniej i najbardziej intensywnie pachną fiołki świeżo zerwane, ale długo zachowują zapach również fiołki kandyzowane. Wypieki i desery z dodatkiem całych kwiatów, samych płatków lub syropu mają delikatny, kwiatowy zapach i smak, o wiele mniej intensywny niż na przykład te z dodatkiem róży czy lawendy, ale za to wyjątkowy, bo fiołkowy :)
Fiołki w cukrze wyglądają przecudnie <3
OdpowiedzUsuńW ubiegłym tygodniu byłam w Sandomierzu i idąc od Wisły w kierunku starówki było takie zbocze usiane fiołkami. Ten zapach, który unosił się w powietrzu czuję go do tej pory. Zatrzymałam się na chwilę i napawałam się tym zapachem. Dlatego mam same miłe skojarzenia z tym co fiołkowe...
OdpowiedzUsuńTo prawda, że fiołki czasem łatwiej znaleźć po zapachu niż ich wypatrując :)
UsuńPomijając fakt, że fiołków rosnących dziko nie można zbierać - są pod ścisłą ochroną i zakaz ten absolutnie dotyczy wszystkich miejsc, gdzie rośnie w naturalnym środowisku.Za to są grzywny.
OdpowiedzUsuńNowosc albo bzdura, nie wiem. Wiem natomiast, ze jak dlugo mozesz kupic nasiona i he wysiewac, tak dlugo nikt Ci grzywny nie nalozy. To jest samosieja a nie ostatnie cztery okazy na swiecie.
UsuńFiołki wonne nie są objęte ochroną – te spotkane w naturalnym środowisku można zrywać.
Usuń