Kiedy Św. Marcin na białym koniu jedzie... Warsztaty kręcenia rogali marcińskich w Poznaniu

11 listopada 2011

rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty

Dawno, dawno temu, poznańskiemu cukiernikowi przyśnił się Św. Marcin, wjeżdżający do miasta na białym koniu. Kiedy koń potknął się na śliskim śniegu, zgubił złotą podkowę. Cukiernik zafascynowany życiem świętego i tak jak on, zatroskany losem ubogich uznał to za znak. Nazajutrz upiekł słodkie ciasto, w kształcie podkowy, wypełnione białym makiem, orzechami i bakaliami i rozdał je biednym. Na pamiątkę tego wydarzenia poznańscy cukiernicy co roku, w dzień imienin Św. Marcina wypiekają słodkie rogale. Kiedy tego dnia spadnie śnieg, Poznaniacy powtarzają, że Św. Marcin przyjechał na białym koniu...

W tym roku 11 listopada prawdopodobnie nie będzie biało w Poznaniu ani w innych rejonach kraju. Nie było też śniegu kilka tygodni temu, kiedy zostałam zaproszona na warsztaty kręcenia rogali marcińskich przez Biuro Promocji miasta Poznań. Wspaniała i pewnie niepowtarzalna okazja, z której grzech byłoby nie skorzystać i to z kilku powodów. Poznań nigdy nie leżał na moich najbardziej wydeptanych życiowych ścieżkach i na palcach jednej ręki mogłabym policzyć ile razy tam gościłam - najczęściej przejazdem lub w sytuacjach wyjątkowych (takich jak koncert ukochanego Petera Gabriela na przykład :)) Dlatego perspektywa odwiedzin stolicy Wielkopolski, dodatkowo przy tak słodkiej okazji była podwójnie kusząca. Bo najważniejsze, bez dwóch zdań były rogale! Te legendarne, pożądane, szczególnie tego jednego dnia w roku (chociaż już od dawna można je kupić w Poznaniu przez okrągły rok) wypieki, o tajemniczej i strzeżonej, jak warowna forteca recepturze. Wiedziałam dobrze, że dokładny przepis tajemnicą pozostanie, ale jeżeli mogłam odkryć chociaż mały jej rąbek - warto było!

rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty

Tym, który zgodził się uchylić tego rąbka był poznański cukiernik - pan Piotr Koperski, który od 1984 roku, teraz już wraz z synem, osładza życie mieszkańcom Wielkopolski i co najważniejsze - jest jednym z elitarnego grona posiadaczy certyfikatu Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego, który uprawnia do używania nazwy "rogal marciński" lub "rogal świętomarciński" w odniesieniu do tego tradycyjnego wypieku. Warsztaty dotyczyły kręcenia rogali, więc ciasto było już przygotowane i mogłam podejrzeć tylko ostatnią fazę przygotowań - przekładanie ciasta górą masła, składnie i wałkowanie, w celu uzyskania charakterystycznych dla ciasta półfrancuskiego listków.

rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty
rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty

Integralną częścią rogala marcińskiego jest nadzienie i najwięcej uwagi poświęcono właśnie jemu. Jak na certyfikowany produkt przystało, wszystkie składniki dobierane są z wyjątkową starannością i dbałością o jakość. Próbki białego maku zamawiane są od różnych producentów i spośród nich, komisyjnie wybierany jest ten najlepszy, najbardziej naturalny, świeży i bez zbędnych polepszaczy smaku i dodatków. Tylko taki mak ma prawo znaleźć się w marcińskim rogalu, razem ze zmielonymi rodzynkami, skórką pomarańczową, orzechami, biszkoptami i aromatem migdałowym. Kiedy ciasto jest gotowe, ręcznie wałkuje się je ponownie tak, aby powstał kształt prostokąta, który następnie kroi się w trójkąty, jak w przypadku każdego rodzaju rogali.

rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty
rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty

Jednak panowie Koperscy mają swój oryginalny patent, który podobno budzi duże zainteresowanie, szczególnie podczas zagranicznych konkursów cukierniczych - aby sprawnie i równo pokroić ciasto, cukiernicy używają specjalnej szabli. W końcu nie od dziś wiadomo, że Polak i szabelka, to nierozłączna para ;) Potem wystarczy już tylko hojną ręką nałożyć nadzienie o konsystencji gęstej pasty i zwinąć rogala tak, aby taka sama ilość maku z bakaliami znalazła się na środku i po bokach ciastka. Teraz z uśmiechem oglądam na zdjęciach moje niewielkie, równiutkie i grzeczne rogale sprzed roku i myślę sobie, że certyfikatu bym na nie nie dostała :)) Prawdziwy rogal marciński ma prawo być niepokorny, nierówny i pokazywać to, co ma najlepszego w środku.

rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty
rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty
rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty
rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty

Waga prawdziwego rogala marcińskiego wynosi około 250 gr, więc w Poznaniu jada się konkretnie (milczeniem pominę jednak, ile taki jeden rogal mieści w sobie kalorii, bo w dni świąteczne kalorii przecież nie liczymy ;)). Nadziane i uformowane rogale odpoczywają sobie przez czas jakiś w cieple, a kiedy napuszą się dumnie, trafiają do gorącego pieca, aby nabrać ostatecznego koloru i kształtu. Upieczone, rumiane i ciepłe jeszcze smarowane są następnie cukrową pomadą, która w przeciwieństwie do zwykłego lukru, długo pozostaje lśniąca i nie kruszy się (tajemnicą jest dodatek syropu kukurydzianego). Na końcu pozostaje posypać każde ciastko posiekanymi orzeszkami i rogale marcińskie są gotowe.

Nigdy wcześniej nie próbowałam tego prawdziwego rogala, prosto z Poznania i muszę przyznać, że smakuje, w dodatku prosto z pieca, wyśmienicie. Warto wybrać się do Poznania w okolicach 11 listopada, aby zasmakować tej wspaniałej tradycji. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś i mnie to się uda, bo z miłą chęcią zapuściłabym się raz jeszcze wgłąb urokliwych, wąskich uliczek starego miasta, i tętniących życiem ulic nowej części miasta, podgryzając marcińskiego rogala oczywiście :)

rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty
rogale marcińskie w Poznaniu warsztaty

37 komentarzy

  1. Przepiekna opowiesc i cudne rogale:)Jak to wspaniale, e tradycja jest kontynuowana:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już u Patrycji z Turfli zazdrościłam pobyty w (moim) Poznaniu:)
    Z wielką przyjemnością przeczytałam relację i obejrzałama Twoje zdjęcia. 11.11 (u nas jest jeszcze 10.11) będę marzyć o rogalu...:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze dzięki za opowieść o św. Marcinie, dwa za opowieść o moich ulubionych rogalach:) A trzy zazdroszczę wizyty w Poznaniu, to jedno z moich ulubionych miast. pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam relację, bo sama też piekę co roku rogale wzorowane na marcińskich. Pocieszyłaś mnie, że nie muszą być takie równiutkie i foremne:)
    Chciałabym być kiedyś na takich warsztatach.
    Piękne zdjęcia:) wybrałam się kiedyś do Poznania specjalnie, żeby spróbować te rogale; pyszne! a to miasto ma swój klimat i urok:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie do Poznania jest bardzo nie po drodze dlatego fajnie było przeczytać Twoja opowieść. A rogale zaplanowałam na dzisiaj:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piekne zdjecia, piekna opowiesc... Swietomarcinskie rogale znow kusza, patrza na mnie z blogow, a ja znow musze obejsc sie smakiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Poznań to moje miasto od kilku lat. Z każdym rokiem czuję, że mocniej zapuszczam korzenie. Podoba mi się tradycja rogali marcińskich, których może nie jestem fanką, ale jak każe tradycja, co roku kosztuję.
    Dziękuję za piękną relację:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziś Święto Rogali i Gąski:) Może jakieś pomysły na nią?:) Albo na dodatek do niej?:) Przepisy mogą pochodzić z każdego czasu:) Pozdrawiam i zapraszam, mimo, że nie gustuję w mocnej słodyczy tych rogali, to trzeba przyznać, że to niezły majstersztyk! Wiem, że świeżą gęś trudno dostać, ale są mrożone, a sam przepis bez zdjęcia też pożądany:) http://durszlak.pl/akcje-kulinarne/czas-na-gesine

    OdpowiedzUsuń
  9. JA rowniez z checia przeczytalam relacje. Rogale takie jadlam juz tylko raz w zyciu i nie przypadly i do gustu. Sledzac jednak produkcje rogali przez wiele osob, patrzac na zdjecia, wyobrazam sobie, ze ich smak (tych wlasnorecznie zrobionych i swiezo wyciagnietych z pieca) musi byc wyjatkowy. Moze za rok i ja przygotuje...

    OdpowiedzUsuń
  10. Och Komarko, fantastyczna relacja! Dzięki Ci za nią. Przeczytałam i obejrzalam z zainteresowaniem. Zwłaszcza,że moje rogale własnie wyrastają. I były niepokorne ;) I są nierówne. Mam nadzieje,ze bedą smaczne:)

    Pozdrawiam Cię,milego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję, że przybliżyłaś mi historię tych wyjątkowych rogali. Niestety, tylko raz miałam okazję zjeść te pyszności. Twoje zdjęcia dopełniają całości. Serdeczności na ten dzień.

    OdpowiedzUsuń
  12. aaaa! fantastyczna sprawa! uwielbiam rogale marcińskie a zobaczenie jak się je robi napawa mnie jeszcze większą chęcią ich skosztowania!:)

    OdpowiedzUsuń
  13. W tym dniu rzeczywiście nie liczę kalorii ;-D Piękna historia, cudowne zdjęcia! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  14. och ile oddalabym za chociaz jednego rogala, strasznie za nimi tesknie

    OdpowiedzUsuń
  15. Pamiętam jak mówiłaś o tym wyjeździe na BFG :)

    ps. szabelka dobra rzecz! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetna relacja! Aż zaczęłam żałować, że w tym roku nie lecę na Święta przez Poznań. Do tej pory zawsze był to mój pierwszy przystanek w Polsce i zawsze dawałam się namówić na rogala.

    OdpowiedzUsuń
  17. Super opowiedziane, super zdjęcia. A czytałam to z przyjemnością przygryzając właśnie rogala.

    Pisała rodowita poznanianka z dziada i pradziada w Poznaniu dalej mieszkającą :)

    Pozdr
    Michalina

    OdpowiedzUsuń
  18. Niepokorne mogą być odnośnie kształtu, ale jednak uważam, Komarko, że są za bardzo popieczone, Twoje bardziej mi się podobają...

    OdpowiedzUsuń
  19. Idealne! Moje nie takie ładne, ale równie smaczne :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. uwielbiam Poznań.
    chodz tu do szkoły (40km od domu),
    a miasto jest niepowtarzalne.

    cudowne zdjęcia. a post? czytało się go niczym świetną książkę!
    i te zdjęcia.
    Znów czarujesz pod każdym względem.


    http://www.slodkakarmel-itka.blogspot.com
    http://www.karmel-itka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. Dziękuję za tę relację, miałaś niesamowite szczęście, by zobaczyć "naocznie" wyrastanie rogali. Też bym tak chciała, zazdroszczę i się do tego przyznaję. Pozdrów Dziuunię jak ją usłyszysz lub zobaczysz proszę

    OdpowiedzUsuń
  22. Komarko, ja pochodzę z zagłębia rogalowego. Pamiętam ogromne kolejki przed cukierniami i zapisy na rogale - zupełnie jak na pączki. Nie rozumiałam wtedy o co tyle szumu. Takie są prawa dziecka...

    Na szczęście w W-wie jest jedna cukiernia, która jest własnością cukiernika pochodzącego z Wielkopolski, tam rogale można kupić cały rok, nieraz z ich oferty korzystam :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Nino, możesz podać ich adres? Może być na maila. Bo bardzo chciałabym spróbować marcińskich :)

    OdpowiedzUsuń
  24. oczywiście, żytnia 15 http://www.oirpwarszawa.pl/kategoria/mapa

    druga klatka licząc od banku chyba millenium, który jest na rogu, to mała cukiernia w środku

    OdpowiedzUsuń
  25. Dzięki! Przejdę się tam :)

    pozdrawiam

    ps. Komarko, wybacz tę prywatę ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Wspaniała opowieść! A ja w tym roku miałam okazję spróbować pierwszy raz w życiu tych specjałów, bo mój mąż był w Poznaniu służbowo i wczoraj wieczorem przywiózł :))) Mówił, że jak kupował przed południem to jeszcze ciepłe były. Przyznaję, że smaczne i piękne - zaskoczyło mnie to, jakie one duże!!! Taki rogal to na dwie głodne osoby co najmniej!!!

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  27. Aniu, dziękuję :) Też się cieszę, że tradycja została wskrzeszona i tak ładnie ją kontynuują.

    Agnieszko, bardzo mi miło, że mogłam przypomnieć Ci rodzinne strony :) Pozdrawiam!

    Ulcik, z wizyty w Poznaniu bardzo się cieszę, bo to rzeczywiście piękne miasto. Tylko jak zwykle za mało czasu, żeby wszystko na spokojnie obejrzeć. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się tam pojechać :) Pozdrowienia!

    Negresco, absolutnie nie muszą być równe i foremne! :) A nawet nie mogą! :)

    Wiosenko, no właśnie ja też mam tam zupełnie nie po drodze :-S Chociaż podróż okazała się prostsza niż myślałam, więc od czasu do czasu można się tam wybrać :)

    Maggie, dziękuję :) Dla pocieszenia powiem, że wczoraj też nie zjadłam ani jednego rogala marcińskiego. Te poznańskie nie doczekały święta ;))

    Urszulo, w takim razie masz szczęście mieszkania w takim ładnym miejscu :) No i te rogale pod ręką... Pozdrawiam! :)

    Neśko, niestety nie udało mi się zdobyć gęsiny w tym roku, ale dziękuję za zaproszenie. Może w przyszłym roku się uda, bo chętnie przyrządziłabym jakąś świąteczną gąskę :)

    Flowerku, myślę że tak jak ze wszystkim - można trafić na te gorsze i te lepsze rogale. Te certyfikowane i świeżutkie są naprawdę smaczne, ale i tak nie ma jak te własnej roboty ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Majanko, w takim razie masz szansę na certyfikat! :D Bo że smaczne wyszły, to nie mam żadnych wątpliwości :)

    Claro, bardzo lubię takie produkty z historią :) A z tymi prawdziwymi, poznańskimi rogalami to też był mój pierwszy raz :)

    MesmerizingBakes, mam nadzieję, że miałaś okazję wczoraj delektowania się nimi :)

    Zacisze_wyśnione, dziękuję :) A kwestię kalorii przemilczymy oczywiście :)

    Martushko, podobno w tym roku można je było kupić na Allegro z dostawą do domu. Może za rok jeszcze usprawnią dystrybucję :)

    Zemfiroczko, tak tak, bo to było tuż przed BFG :) Takie małe tournee ;D

    Hulio, bo to niemożliwe żeby być w Poznaniu i nie skusić się na rogala ;))

    Michalino, bardzo miło mi to słyszeć od rodowitej Poznanianki :)

    Renato, masz rację - mnie też zdawało się, że trochę się zagapili (pewnie zaaferowani naszą wizytą ;)) i odrobinę za późno wyjęli z pieca ;) Ale na smaku przez to nie straciły ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Kamila, nie muszą być ładne ani trochę - serio :D

    Karmelitko, to Ty też Wielkopolanka! Całkiem sporo "kulinarek" z tamtych stron :) Dziękuję Ci za miłe słowa :)

    Aniu, to prawda, że miała farta - cieszyłam się z tego zaproszenia jak dziecko! :) A Dziuunię pozdrowię oczywiście - załatwione :)

    Nino, zawsze tak jest, że docenia się mniej, kiedy ma się coś na co dzień i pod ręką :)) A te kolejki to już sobie wyobrażam, bo podobno w Poznaniu zjada się nieprawdopodobne ilości tych rogali w okolicach 11 listopada! :)

    Dzięki za namiary na cukiernię! Do Poznania mam mniej więcej taki kawał jak do Warszawy, ale do stolicy jakoś tak bardziej pod drodze ;)

    Niedzielko, dokładnie - ja też byłam zaskoczona, że one takie ogromne! :) Ciężko było zjeść jednego na raz :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  30. w końcu przypomniałam sobie dokładnie całą tą historię, bo aż wstyd dokładnie nie wiedzieć skąd się wzięły rogale, będąc Poznanianką;) piękne ujęcia! chyba muszę też się wybrać w plener w poszukiwaniu dobrych ujęć;) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  31. Moje ukochane miasto! Jak ja za nim tęsknię! Niestety Węgrzy nie sprowadzają naszych przepysznych rogali poznańskich... Ogromnie wszystkim zazdrościłam, tym którzy mogli się nimi objadać, iść w defiladzie na ulicy Św. Marcina, poczuć tą wspaniałą atmosferę i spędzić dzień z rodziną! Polecam Poznań z całego serca i duszy! :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Moje rogale może kształtem i wagą też idelne nie są, ale smakiem biją wszystkie inne! Pycha :)
    http://majesticfood.blogspot.com/2011/11/rogale-marcinskie.html

    OdpowiedzUsuń
  33. Pochodzę z Poznania i Dzień Niepodległości spędziłam szwendając się po ulicy św.Marcina, stoiska z rogalami znajdowały się do parę metrów, zawsze były do nich ogromne kolejki i stale dowożono nowe wypieki. Niby można jeść je tutaj cały rok, ale w inne dni już nie smakują tak dobrze ;)
    Dziękuję za relację z procesu pieczenia, może wreszcie w przyszłym roku spróbuję sama zmierzyć się z tym przepisem, bo cena tych kupnych niestety stale rośnie :/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  34. Ja również pochodzę z Poznania i muszę przyznać, że nie miałam pojęcia o takich warsztatach pieczenia rogali! Czy one odbywają się regularnie? Chętnie bym się w przyszłym roku wybrała!
    Mam jeszcze pytanko dotyczące kształtu rogali, bo moje zawsze wyglądają podobnie do Twoich z przed roku. Czy dobrze widzę, że te trójkąty ciasta są jakoś nacięte od góry, tak, że po zwinięciu te boczki ładnie się rozchodzą i ukazują nadzienie?
    P.S. Piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  35. Paulo, ja też dopiero w Poznaniu poznałam tę historię w całości :) Poznań jest bardzo malowniczy. Żałowałam, że nie miałam więcej czasu, żeby spokojnie pochodzić z aparatem po mieście. Pozostaje mi tam wrócić :)

    Hanno, mam nadzieję, że już niedługo rogale będą wysyłać na cały świat :) A w paradzie św.Marcina też chciałabym kiedyś uczestniczyć :)

    Carmelowe_frappucino, nie będę oceniać, bo nie próbowałam :) Chętnie bym spróbowała, bo w końcu mam porównanie z oryginałem :)

    Rudzik, zazdroszczę bycia w centrum wydarzeń :) A wyrób rogali własnej roboty polecam bardzo - warto poświęcić na to trochę czasu, bo satysfakcja gwarantowana :)

    Aganiok, nie mam pojęcia, czy była to jednorazowa inicjatywa, czy warsztaty odbywają się co roku. Nie słyszałam o nich wcześniej, a zaproszenie dostałam bezpośrednio z biura promocji miasta.
    Co do formowania rogali, to dokładnie tak - podstawę trójkąta odkłada się na ok. 2 cm i nacina się w środku. Wówczas ciasto łatwiej się zwija i nadzienie zostaje na całej powierzchni. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Ja co roku pożeram na Św. Marcina przynajmniej dwa rogale. Co z tego, że kalorie, co z tego, że w poznańskich cukierniach mogę je kupić właściwie przez cały rok. 11 listopada smakują najlepiej :) Bardzo ciekawe zdjęcia - fajnie podpatrzyć produkcję od kuchni ;) Tylko na jednym ze zdjęc z gotowymi wypiekami, rogale są jakieś takie mocno spieczone. Trochę to dziwne.

    OdpowiedzUsuń
  37. Loriel, to prawda - były spieczone trochę za mocno :) Cukiernicy zaaferowani naszą wizytą prawdopodobnie przegapili ten moment, kiedy trzeba je było wyjąć z pieca ;) Na szczęście wpływu na smak nie miało to żadnego :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń