Pierniczkowi spóźnialscy pieką pierniczki w ostatni weekend przed świętami. Słuchając w tej chwili Listy Przebojów pana Marka w radiowej Trójce i czynnie uczestniczących w niej słuchaczy, okazuje się, że jest ich całkiem sporo (i spóźnialskich i słuchaczy ;)) :) Swoje pierniczki upiekłam co prawda trochę wcześniej, bo co roku tak się składa, że zabieram się do nich około 10 grudnia, ale mam dla Was pierniczkową inspirację "last minute".
Trochę inne pierniczki od naszych tradycyjnych polskich, ale tak samo smaczne i pachnące świętami. Bez dodatku mąki, za to napakowane orzechami, kandyzowaną skórką pomarańczy i korzennymi przyprawami. Pieczone na specjalnych opłatkach o różnej wielkości, które w Niemczech i Austrii można kupić pod nazwą Back-Oblaten, ponieważ Elisenlebkuchen pochodzą właśnie z tamtych stron.
Tak jak bez maku, nie wyobrażam sobie Wigilii i świąt Bożego Narodzenia bez orzechów. Hojną ręką pakuję je do makowego nadzienia na makowce, do świątecznego keksa i ciasteczek, ale koniecznie muszą też zdobić mieszkanie, wsypane do wiklinowych koszyków, słojów czy tac, muszą znaleźć się na choince i w świątecznych stroikach. Chyba podświadomie lubię mieć je w zasięgu ręki, bo symbolizują przecież szczęście, witalność, tajemnicę, a orzechy leszczyny to symbol mądrości, a tego w końcu w życiu nigdy za wiele :)
W końcu nie samym gotowaniem blogerka kulinarna żyje, szczególnie przed świętami :)
Dzisiaj wpis z zupełnie innej beczki. Tak innej, że jedyna rzecz, która może łączyć go z kulinariami, to cukierkowy kolor sprzętu, który miałam przyjemność przetestować. Bo dziś nie będzie o gotowaniu, ale o prasowaniu :)
Coś dla prawdziwych czekoladoholików i wielbicieli wedlowskich przysmaków. Przyznaję, że nie dałam rady całemu pucharkowi, ale całkiem przeciętny zjadacz czekolady ze mnie, a do tego deseru potrzeba wytrawnego konesera!
Pojawiają się z początkiem grudnia - najpierw te adwentowe, z czterema świecami, których tradycję przejęliśmy od naszych zachodnich sąsiadów; później jako stroiki-dekoracje stołów i ścian w domu, na końcu - jeden po drugim na drzwiach wejściowych kolejnych sąsiadów - to znak, że święta już za chwilę. Mam na myśli bożonarodzeniowe wieńce, które stają się nieodłącznym elementem zimowych świąt. Najbardziej lubię te naturalne - ze świerkowych gałązek, szyszek, orzechów, pierniczków i suszonych owoców. Dzisiaj mam pomysł na wieniec na świąteczny stół, który nie tylko go udekoruje, ale i poczęstuje gości, bo jest całkiem jadalny.
Lubię powoli budować świąteczny nastrój. Już w połowie listopada zaczynam zaglądać do pojemników z bakaliami, przyprawami korzennymi i foremkami do pierniczków, rozglądam się za nowymi dekoracjami do mieszkania, z niecierpliwością czekam na świąteczne wydania moich ulubionych magazynów kobiecych i wyciągam stopniowo z półek książki kulinarne, aby przejrzeć przepisy. Kiedy zaczynam namiętnie wertować "Nigellę świątecznie" jestem już cała - ciałem i duchem w ferworze świątecznych przygotowań. Od tego roku, jeszcze jedną ulubioną, grudniową książką będzie "Smak świąt" Agnieszki Maciąg.
Subskrybuj:
Posty (Atom)