Zachęcona jego właściwościami i mając na względzie moje wieczne problemy z gardłem i krtanią w okresie jesienno-zimowym, nastawiłam syrop z młodych pędów sosny. Ręce mam całe w lepkiej żywicy i sosnowym soku i pachnę jak świąteczna choinka, ale cieszę się, że napełniony pędami (około 50 dkg) przesypanymi cukrem (około 50 dkg) słoik stoi już dumnie na kuchennym blacie i czeka na drogocenny dar natury w postaci leśnego syropu. Sok będzie zbierał się w słoiku i łączył z cukrem przez około miesiąc.
Mając jeszcze świeżo w pamięci obezwładniający zapach czekolady, unoszący się wokół budynku i w samej fabryce podczas mojej Mikołajowej wizyty tam, nie spodziewałam się, że tak szybko będę miała sposobność wrócić do czekoladowego królestwa Wedla. Tym razem słodkie zaproszenie zaszczyciło mnie z okazji Nocy Muzeów - corocznej imprezy, która powoli przestaje być nocnym buszowaniem tylko i wyłącznie po miejscach ściśle związanych z kulturą i sztuką, ale również otwiera podwoje innych ciekawych miejsc, niedostępnych na co dzień. Fabryka Wedla już po raz drugi otworzyła się dla zwiedzających i chętnych poznania tajemnic powstawania ulubionych łakoci. Ja wraz z grupką innych blogerek, wieczorem poprzedzającym Noc Muzeów, spotkałyśmy się, aby zajrzeć do serca fabryki - Pracowni Rarytasów.
Święta za pasem, a ja wciąż w fiołkach! Ale tym razem jak najbardziej na temat, bo będzie mazurek fiołkowy:)
Inna wersja fiołkowego cukru. Moim zdaniem lepsza i efektowniejsza, a dokładnie tak samo banalnie prosta w przygotowaniu, jak cukier aromatyzowany fiołkami przez zasypywanie nim warstwowo kwiatków, który pokazywałam kilka lat temu. Tym razem ucierałam płatki fiołków z grubym kryształem, dzięki czemu zyskał on nie tylko aromat, ale też śliczny fiołkowy kolor. Same płatki w tym przypadku sprawdzą się lepiej, ponieważ przez ucieranie całych kwiatów wraz z zieloną częścią łodyżki, cukier może nabrać "trawiastego" posmaku. Przebieranie fiołków wcale nie jest tak żmudne i uciążliwe, jak może się wydawać :) Wystarczy trochę wprawy, film lub ulubiony serial i niepostrzeżenie płatkami napełnia się cała miseczka. Słodkiego weekendu Wam życzę :)
Nie było mnie tu czas jakiś, więc na wstępie muszę przeprosić Was za moją nieobecność, za wszystkie zaległe wpisy, nieodpowiedziane komentarze i maile. Tak to już jest, że gotowanie, pieczenie i blogowanie wychodzi najlepiej, kiedy jest się szczęśliwym. Mnie tego szczęścia trochę ostatnio zabrakło, kiedy musiałam pożegnać na zawsze najbliższą mi osobę i dlatego wszystkie inne sprawy odeszły na dalszy plan. Wracam powoli, bo blog i kucharzenie były też dla mnie zawsze świetną terapią na smutki. Na pewno były i są nią również fiołki...
Mam nadzieję, że najedliście się dziś puszystymi pączkami, kruchymi faworkami i serowymi oponkami do woli, jak tradycja nakazuje :) Kto jeszcze nie zdążył, ma szansę to nadrobić przez cały najbliższy weekend. Mimo że zjadłam dzisiaj nieprzyzwoitą ilość pączków, coś czuję, że to nie było moje ostatnie słowo w temacie karnawałowych łakoci ;)
Kompozycja smakowa godna gwiazdkowej restauracji. Dosłownie! Takie mini pączki można zjeść w restauracji Le Champignon Sauvage w Cheltenham, o której niegdyś Wam opowiadałam. To wspaniałe, że obok prawdziwych dzieł sztuki kulinarnej z pogranicza kuchni molekularnej, można spróbować tam czegoś, co bardziej kojarzy się z dzieciństwem czy wizytą u babci, niż z deserem z eleganckiej, gwiazdkowej restauracji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)