Skoro była mowa o weekendowym rozpieszczaniu samego siebie, do weekendowego obiadu i weekendowej kolacji niezbędne jest dobre wino...
Dla wszystkich amatorów wina polecam konkurs organizowany przez Polską Radę Winiarstwa, który ma na celu wyłonienie najlepszych produktów i uhonorowanie ich Złotym Medalem PRW - wybór konsumenta.
Wystarczy zagłosować na swoje ulubione wina/produkty winiarskie (np. miody pitne) i uzasadnić swój wybór. Głosować może każda osoba pełnoletnia, poprzez formularz umieszczony na stronie www.prw.sitspoz.pl , a do wygrania jest dziesięć zestawów produktów Członków Polskiej Rady Winiarskiej, o wartości 500 zł każdy. Trzeba się spieszyć, bo konkurs trwa tylko do końca maja!
W końcu piątek (pisałam już, że to mój ulubiony dzień tygodnia? :))! Czas na weekendowe rozpieszczanie siebie, począwszy od śniadania. Późną wiosną jest to szczególnie przyjemne i proste, a wyjątkowo przyjemne w sezonie szparagowym. Omlet z chrupiącymi główkami zielonych szparagów, kolorowymi mini-pomidorkami, młodziutką natką pietruszki prosto z grządki i serem, to wymarzone śniadanie na weekend. Śniadanie, którym należy się niespiesznie delektować i które należy celebrować, bo w końcu sezon szparagowy trwa tylko chwilę.
Czytelniczka Agata zapytała mnie ostatnio na fejsbukowym profilu, czy próbowałam kiedyś szczawik zajęczy. Naturalnie! Odkąd tylko sięgam pamięcią, moje pierwsze po zimie wycieczki do lasu zawsze zaczynały się od szukania kwitnących na niebiesko przylaszczek, białych zawilców i skubania świeżutkiego, zielonego szczawiku zajęczego. Jego kwaskowaty smak na języku, tak jak smak pierwszych nowalijek prosto z grządki, zapowiadał rozpoczynającą się wiosenno-letnią zieloną ucztę, bogactwo smaków i witamin z ogrodu, lasu i łąki.
Kiedy na moim ogrodowym, liliowym dywanie na miejscu fiołków spotykam coraz częściej wystawiające swoje fioletowe języki do słońca kwiatki bluszczyka kurdybanka, to znak, że sezon fiołkowy ma się ku końcowi. Bluszczyk, mimo że też jadalny, to dużo bardziej zadziorny w smaku i ze swoją goryczką trafiający tylko do wytrawnych wielbicieli przysmaków z łąki, dlatego nie zastąpi mi niestety słodkich fiołków, z którymi w tym roku żegnam się pavlovą.
Kiedy w tamtej wiosny upiekłam fiołkowy tort, w głowie miałam już myśl, że za rok będzie sernik. Nie ciężki, twarogowy, ale lekki i bardzo kremowy z puszystego, śmietankowego serka, z ekstraktem z fiołkowych płatków, gotowanych w słodkim winie. Śnieżnobiały, lśniący wierzch, to nałożona pod koniec pieczenia i ścięta pod wpływem ciepła polewa z kwaśnej śmietany z dodatkiem cukru pudru. Jeszcze tylko garść świeżych, pachnących fiołków do dekoracji wieńczącej dzieło. A za rok będzie.... ;)
Moje tegoroczne zabawy z fiołkami zaczynam od lizaków :) Znudziły mi się już trochę fiołkowe przetwory, a zamiast nich, zachęcona fiołkowym tortem z poprzedniego sezonu, w tym postanowiłam pobawić się w kwiatowego cukiernika. A cóż słodszego może być od maleńkich, fiołkowych kwiatków, zatopionych w cukrowym syropie? :)
W ostatni piątek kulinarny i nie tylko kulinarny świat świętował Dzień Czekolady. Nie zarejestrowałabym pewnie nawet tego faktu (żyłam w przekonaniu, że Dzień Czekolady obchodzony jest jesienią!), gdyby nie ogromna paczka z Lidla w prezencie z tej okazji, wypełniona po brzegi czekoladami Fin Carré. Marka posiada certyfikat UTZ, za którym kryje się bardzo przyzwoita jakość w bardzo przyzwoitej cenie oraz gwarancja, że kakao użyte do produkcji pochodzi z odpowiedzialnych upraw, na których zyskują lokalne społeczności. Tak trzymać! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)