Nieubłaganie nadszedł ten czas, kiedy od rana do wieczora bywa ciemno. Trudno odróżnić poranek od zmierzchającego popołudnia, a o 17-stej zapadają egipskie ciemności. Lubię te długie jesienne wieczory, idealne do słuchania ulubionych płyt, czytania książek i oglądania zaległych filmów i seriali. Ale każdego poranka z utęsknieniem czekam na choćby jeden mały promyk słońca zaglądający przez okno. Kiedy nie ma na to szans, balsamem dla ciała i duszy jest śniadanie na ciepło z odrobiną słodyczy.
Od połowy października suszę jabłka i gruszki na wigilijny kompot i do podgryzania w międzyczasie. Cienkie plasterki owoców układam na pergaminie rozłożonym na ciepłym kaloryferze, przekładając je na drugą stronę co kilka godzin. W suszarce do grzybów i owoców pewnie byłoby szybciej i wygodniej, ale nie o to chodzi. Żadna świeca zapachowa ani odświeżacz powietrza w aerozolu nie zastąpi słodkiego zapachu suszących się powoli jabłek, wypełniającego całe mieszkanie. To mój ulubiony, jesienny, naturalny odświeżacz powietrza :) Dlatego pewnie ciągle mam ochotę na ciasta z jabłkami i najchętniej co tydzień piekłabym szarlotki, jabłeczniki, paje z jabłkami itp. ;)
Wbrew pozorom, sądząc po składnikach (w składzie ma również daktyle :)), nie jest to słodka zupa deserowa. To aksamitna, aromatyczna i lekko pikantna zupa wytrawna, w której uzupełniają się wzajemnie najlepsze o tej porze roku dary jesieni - dynia i jabłka. Po pierwszych solidnych listopadowych chłodach, taka zupa dyniowa wyścieła i rozgrzewa żołądek niczym ulubiony, ciepły kocyk.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)