Nie pamiętam takiego roku. Nie pamiętam tylu prawdziwków zebranych za jednym razem, tylu grzybowych uczt kulinarnych, tylu przetworów z najszlachetniejszych darów jesieni i zamrażalki napakowanej po sufit grzybowymi mrożonkami. Trudno było uwierzyć mi w relacje internautów i znajomych, narzekających, że nie ma grzybów, kiedy przynajmniej raz w tygodniu lądował w mojej kuchni kosz wypełniony po brzegi dorodnymi borowikami.
To właściwie uzupełnienie poprzedniego wpisu i przepisu. Galaretka, którą wykorzystałam do zrobienia glazury na sernik i którą dodałam częściowo do jego masy. Ale nie tylko do sernika warto ją robić, bo jest pyszna bez dodatków i jako dodatek do pieczywa, deserów, a nawet serów :) Nie będę wspominać o jej zaletach zdrowotnych, bo powszechnie wiadomo, że przetwory z czarnego bzu pomagają przetrwać najgorsze jesienne pluchy, srogie zimy i epidemie grypy.
Przynajmniej dwa razy przetarłam oczy ze zdumienia, kiedy dziś rano spojrzałam w okno. Całkiem zielona jeszcze trawa pokryta srebrzystym szronem, oszronione szyby samochodów, a termometr z uporem pokazuje temperaturę -2 stopnie C. Jak to!? A gdzie październikowa złota jesień, gdzie ostatnie przyjemne babie lato? Dobrze, że zdążyłam zebrać z ogrodu ciepłolubne zioła i warzywa, bo dziś zastałabym już tylko smętnie zwisające, zbrązowiałe od przemrożenia ziołowe truchła. Nie zgadzam się na taki stan rzeczy, szczególnie, że mam dla Was kilka zaległych przepisów z darami wczesnej jesieni, którą cieszyliśmy się przecież jeszcze przed tygodniem. Jednym z nich jest sernik z owocami czarnego bzu.
Namawiała, namawiała, aż w końcu namówiła ;) Ten wpis powstał w dużej mierze dzięki Ewie, która przypomniała mi o innych zaletach winnej latorośli, która od zawsze dekoracyjnie pnie się po ścianach szopki na drewno przy domu moich dziadków i jesienią uszczęśliwia nas kiściami mocno kwaskowatych, ciemnych winogron. Ewa, specjalistka od kuchni libańskiej, namówiła mnie na wykorzystanie liści tychże winogron i zrobienia z nich czegoś, co u nas nazwalibyśmy gołąbkami, a w krajach śródziemnomorskich i bliskowschodnich znane jest najczęściej jako dolmades. Nie znałam wersji libańskiej, ale z dolmades spotkałam się w Grecji, które serwowano na zimno w charakterze przystawki z nadzieniem mięsnym lub wegetariańskim - z ryżem i dodatkami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)