Trudno uwierzyć, że to ostatni tydzień wakacji.. Gdyby nie kalendarz, który bezlitośnie odlicza ostatnie dni sierpnia, trwałabym w przekonaniu, że lato dopiero się rozkręca! Tymczasem wieczory i poranki z dnia na dzień są coraz zimniejsze, słońce chodzi spać coraz wcześniej, a wizyta naszego wakacyjnego gościa nieubłaganie dobiega końca. Razem z Nikolą, której tak bardzo spodobały się wakacje w Polsce, że postanowiła drugi rok z rzędu spędzić je w malutkim miasteczku z całym zastępem cioć, wujków, nowo poznanych koleżanek, z psem Łatkiem i kotem Edziem, postanowiłyśmy upiec ciasteczka na pożegnanie lata. A że zbiegło się to z miłym prezentem od sklepu 4GIFT.pl (dziękuję :)), były to ciasteczka stempelkowe - opieczętowane certyfikatem "domowej roboty" ciastka czekoladowo-cynamonowe pomysłu Nikoli i tajemnicze ciasteczka "zjedz mnie", do których dodałam skórkę cytrynową i odrobinę świeżego rozmarynu i które skusiłyby nie tylko zagubioną w króliczej norze Alicję w Krainie Czarów :)
Bardzo lubię nocne gotowanie, pieczenie, wycinanie ciasteczek, lukrowanie i tym podobne kuchenne aktywności przy świetle księżyca, ale tym razem wyjątkowo smacznie spałam, kiedy ten oto chlebek spokojnie, bez pośpiechu rósł i odpoczywał w lodówce. Warto było wstać godzinę wcześniej rano, aby wrzucić go do rozgrzanego pieca i na śniadanie cieszyć się ciepłym jeszcze, świeżym i pysznym owsianym chlebem prosto z domowej piekarni :)
Ostatnie temperatury zaskoczyły nie tylko najstarszych górali, ale nawet mnie - wiecznie zmarzniętą wielbicielkę tropikalnych klimatów ;) Najmniejszy wysiłek wydawał się być pracą w kamieniołomach, a stanie przy rozgrzanej kuchni - karą za grzechy. Wysłałam więc piekarnik na dłuższe wakacje, ale za to maszynka do lodów pracowała ostatnio rzetelnie na dwie zmiany. Upały szczęśliwie zbiegły się w tym roku z sezonem porzeczkowym, dlatego nie mogłam odmówić sobie przyjemności odsypania części owoców przeznaczonych na dżemy na zimę i zrobienia lodów z moją ukochaną czarną porzeczką - koniecznie mocno kremowych, kwaskowatych i esencjonalnych. W taką pogodę mogłabym się nimi żywić (gdyby zdrowy rozsądek nie zwyciężał) ;)
Nie pamiętam już kiedy lato tak rozpieszczało nas pogodą. Deszczowy i dość przygnębiający zwykle lipiec, zamienił się w prawdziwie wakacyjny miesiąc z tropikalną pogodą, która (wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują) rozgościła się u nas na dłużej. Ogarnięta rozkosznym, letnim rozleniwieniem uciekam z kuchni do ogrodu i chłonę ciepło i spokój oraz witaminy prosto z krzaczków.
Subskrybuj:
Posty (Atom)