Kiedy wróciły letnie temperatury, od razu naszła mnie ochota na ciasto z lodówki. Ciasto z lodówki to w większości przypadków ciasto na żelatynie, z którą nie lubimy się szczególnie, nie tylko z uwagi na jej pochodzenie, ale również (i chyba przede wszystkim ;)) ze względu na jej neurotyczną naturę ;) Nie zliczę ilości nietężejących za żadne skarby żelatynowych mas i pianek i doprowadzających mnie do szewskiej pasji grudek. Dziwię się sama sobie, że wciąż, przekornie wracam do wiecznie okupionych nerwami zabaw z żelatyną, ale faktem jest, że niektóre z nich kończą się z całkiem niezłym skutkiem :) Jeżeli już uda mi się osiągnąć gładką i odpowiednio stężałą konsystencję, cieszę się jak dziecko, a uzyskany ciężkim wysiłkiem deser smakuje podwójnie dobrze :) Kwadraty z maślankowo-śmietanową pianką wyglądają jak ciastka tortowe i są bardzo smacznym, lekkim deserem na ciepłe, letnie podwieczorki.
Uff, znowu zaświeciło słońce. Może to ostatnie podrygi lata w tym roku (cały optymizm zmył ze mnie lipcowy deszcz ;)) ale najważniejsze, że uśmiech i życiowa energia wróciły automatycznie na swoje miejsce. Weselej zrobiło się też w ogrodzie – warzywa na nowo podniosły do góry swoje zmoknięte, zielone czupryny, fasolka szparagowa i cukinia znowu pokryły się świeżymi kwiatami, a ogórki zaczęły rosnąć na potęgę.
I jak idzie Wam pakowanie lata w słoiki? ;) Z całego ogromu minusów, wynikających z takiej a nie innej lipcowej pogody w tym roku, znalazłam jeden plus - całe to wielogodzinne drylowanie, odszypułkowanie, mieszanie, przelewanie i pasteryzowanie, w przytulnej kuchni wydaje się całkiem przyjemne, kiedy za oknem pochmurno i deszczowo :)
Wyobrażacie sobie wakacje bez książki? Bo ja absolutnie nie :) Książka jest takim samym niezbędnikiem wyposażenia wakacyjnego plecaka jak bilet, paszport i szczoteczka do zębów. Wcale nie musi być nowa i bardzo ambitna, bo pociągowy przedział, dworzec i plaża nieszczególnie sprzyjają dogłębnym analizom naukowym. Musi być lekko i przyjemnie, jak na letni wypoczynek przystało i pewnie dlatego pół świata przejechali ze mną beztroscy paisanos z Tortilla Flat Steibecka na zmianę z trzema panami w łódce (nie licząc psa ;)) Jerome'a :) Wstęp do mojego plecaka mają też dzienniki z podróży i opowieści umiejscowione w egzotycznych zakątkach świata. Tegoroczne wakacje na pewno zapadną mi w pamięć za sprawą Tygrysich Wzgórz.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)