Wybaczcie nieobyczajne pytanie w tytule ;))) Ale taką właśnie mam dla Was zagadkę - czy ktoś wie czyje to jajka? Są malutkie, z zielonkawą skorupką i przysięgam, że nie wybrałam ich z gniazda żadnej dzikiej ptaszyny :) Pochodzą od ptactwa hodowlanego, które ze względu na swoje gabaryty i sympatyczny wygląd, może być też hodowane jako ptactwo wyłącznie dekoracyjne. Ale szkoda byłoby nie wykorzystać tych uroczych i bardzo zdrowych jajeczek :)
Truskawki, truskawki, wszędzie truskawki! Późne rozpoczęcie sezonu truskawkowego ma jednak swoje zalety. Zapowiada się, że truskawkowe pola czerwienić się będą jeszcze przynajmniej dwa-trzy tygodnie, akurat do czasu, kiedy dojrzeją kolejne owocowe letnie skarby (maliny!! :)) A tymczasem truskawkami można żywić się przez calutki dzień, zaczynając od śniadania (jako dodatek do płatków śniadaniowych lub muesli), przez obiad (plasterki truskawek dorzucam do obiadowej sałaty. Spróbujcie - pyyycha! :)) i deser (truskawkowy zawrót głowy!), kończąc na kolacji (nie ma to jak duży kubek koktajlu truskawkowo-jogurtowego). A na drugie śniadanie można schrupać poduszkę :)
Pewnie zastanawiacie się, co słychać u mojego nowego podopiecznego ;) Otóż mój zakwas chlebowy ma się dobrze :)) A nawet świetnie na tyle, że wciąż żyje (udało mi się go nie zepsuć i nie zagłodzić!) i pozwala na ciągle jeszcze debiutanckie i nieśmiałe (choć coraz śmielsze ;)) eksperymenty z domowym wypiekiem chleba. Nasza współpraca układa się raz lepiej, raz gorzej, bo osobowość mojego zakwasu wcale nie zmierza do utemperowania. Po prostu nie mam wyjścia i muszę pogodzić się z jego humorami i lepszymi bądź gorszymi dniami. Uczy mnie pokory, bo zdążyłam się już przekonać, że pieczenie chleba w pośpiechu, biegu lub stresie równa się tyle, co zmarnowane składniki i rozczarowanie. Dotąd, wciąż jeszcze piekę chleby foremkowe starając się wyrobić sobie do nich wprawną rękę, przed kolejnym stopniem wtajemniczenia, czyli chlebami bochenkowymi (i zanim dostanę, obiecany przez Dziuunię, pierwszy koszyk do wyrastania chleba ;))
Jak ja lubię takie weekendy :) Słoneczna i luźna sobota, pachnąca truskawkami czającymi się w lodówce, w misce na kuchennym blacie, na balkonie i ogrodowych krzaczkach rzecz jasna :) Pierwsze w tym roku czereśnie, jak zawsze słodkie i soczyste, zupa jarzynowa z młodych, świeżych warzyw i właśnie zaczynające się dni tysiąca sałat w ogrodzie (czy one wszystkie muszą dojrzewać jednocześnie?? ;)) Z tego szczęścia i obfitości nawet rozbolał mnie brzuch (główni podejrzani - czereśnie i truskawki w mało rozsądnych ilościach ;))!
Niedziela ku mojemu zdumieniu też była słoneczna (calutki weekend z wspaniałą pogodą?? Niewiarygodne! ;)), więc nie przeszkodziła w tradycyjnym wypadzie na okoliczne targi ogrodniczo-rolne, z których krótką foto-relację postaram się zamieścić w kolejnym wpisie. I znów nie obyło się bez zakupów ziołowo-kwiatowo-krzaczkowych (skusiłam się też na drobnokwiatowego, ślicznego storczyka w intensywnym żółtym kolorze ;)), spróbowaniu swojskich wyrobów wędliniarsko-piekarniczych i zaopatrzeniu się w kilka naszyjników puchatych obwarzanek :) Wędrując pomiędzy kolorowymi stoiskami, pierwszy raz w tym roku poczułam letnio-wakacyjne klimaty :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)