Próbowaliście kiedyś? :)
Zanim uznacie, że chyba postradałam zmysły, sami spróbujcie przy okazji. Choćby kawałeczek, choćby tylko z ciekawości :)
A przepis jest taki - jednodniowe małosolne + świeży, płynny miód (ideałem jest taki prosto z plastra z ula :)) Ogórka macza się w miodzie i chrupie, chrupie, chrupie :)
To już taka nasza rodzinna tradycja - pierwsze "swoje" ogórki z ogrodu, nastawione na małosolne i świeży, tegoroczny miód (żałuję, że nie z własnej pasieki ;))
Pewnie to podejście mocno konsumpcyjne, ale założę się, że wszyscy uwielbiamy nowe rzeczy :) Jedni kochają zakupy, inni wręcz przeciwnie, ale chyba każdy zna to ekscytujące uczucie, kiedy trzyma się w ręku nowy nabytek i pragnie się go wypróbować, najlepiej od razu - tu i teraz. Dziewczyny znają to podekscytowanie, z którym czeka się na najbliższą okazję, kiedy będzie można założyć nowiutką bluzkę, spódnicę czy buty (w których zdążyłyśmy już przechodzić całe kilometry w mieszkaniu, aby rzekomo je "rozchodzić", a tak naprawdę, aby po prostu nacieszyć się nimi ;)) albo zaprezentować nową fryzurę czy kolor włosów. Tak samo, z drżącymi rękami oglądam nową książkę lub płytę, najchętniej chcąc "pochłonąć" je od razu. Dokładnie tak samo rzecz się ma z produktami kuchennymi :) Przyznajcie, ile razy zmienialiście zaplanowane wcześniej menu, bo akurat kupiliście nową przyprawę albo odjazdowe foremki do ciastek ;)
A jagody wszędzie wiszą,
Na szypułkach się kołyszą,
A tak każda pełna soku,
Że się prawie czerni w oku.
A tak każda pełna soku,
Że się prawie czerni w oku.
W końcu i ja doczekałam się leśnych jagód :) Żałuję, że nie tych zbieranych osobiście w jagodowym gaju w towarzystwie jagodowego króla i panien Borówczanek, jak mały Janek z dawnej lektury szkolnej ;) Niestety w moich okolicach nie ma lasów jagodowych i zawsze z nostalgią wspominam wakacje na Mierzei Wiślanej, gdzie w nadmorskich lasach roiło się od jagód i to wcale nie ryba była podstawą naszego menu, ale pierogi z jagodami :)
To właściwie mogłaby być kolejna propozycja do kwiatowej książki kucharskiej utworzonej na podstawie akcji zaproponowanej niedawno przez Pinkcake :) Bo kalafior to przecież też kwiat. I to jeden z tych najpyszniejszych :) Jedyną znaną mi złą stroną kalafiora jest zapach, który warzywo wytwarza podczas gotowania. Ale za to smak wynagradza po stokroć tę małą niedogodność ;) Kiedy przychodzi lato, kalafior pojawia się na moim stole przynajmniej raz w tygodniu. Czasem, kiedy dokucza upał i z niechęcią patrzę na mięso i inne treściwe dania, świeżo ugotowany i okraszony masełkiem z bułką tartą, stanowi pełnoprawny obiad. Ale najbardziej cieszę się, kiedy kawałek białej różyczki zostanie na drugi dzień i można go zrumienić na patelni i zjeść ze smakiem z kromką chleba z masłem :) Kalafiora dodaję też chętnie do wszelkich zapiekanek, warzywnych curry i sałatek. W moim kalafiorowym menu brakowało do tej pory tylko jednego - placków! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)