Kiedy na którymś z moich ulubionych blogów kulinarnych widzę przepis zatytułowany "A must make ... cake" lub podobnie, w głowie automatycznie zapala mi się czerwona lampka kontrolna i chwilę potem przepis również automatycznie ląduje zapisany w schowku "do zrobienia wkrótce". To rodzaj zaufania i tej pewności, że kiedy doświadczona blogerka kulinarna, która w swojej wirtualnej kuchni (która jest przecież odbiciem kuchni jak najbardziej realnej), w której roi się od wspaniałych receptur i porad, poleca coś szczególnie, musi być to coś wyjątkowego. Tak też było z ciastem z truskawkami i kardamonem, na który natknęłam się na blogu Food Blogga.
Marzy mi się podróż na południe. Aksamitne powietrze, gorący wiatr na twarzy, piasek parzący stopy, pływanie w słonym, lazurowym morzu, leniwe popołudniowe sjesty przy szklance świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego lub arbuzowego, słodkie, pachnące słońcem pomidory, spacery pośród oliwnych i pomarańczowych gajów i wyprawy do moich ukochanych starożytności w celu udokumentowania kolejnej kolumny i kolejnej świątyni, od wieków skąpanych w ciepłych barwach śródziemnomorskich promieni słońca. Zmęczenie zaczyna dawać mi się we znaki, a na urlop w tym roku muszę poczekać aż do września. Ale przez chwilę udało mi się zapomnieć o frustrującym widoku za oknem i kalendarzu i przenieść się w śródziemnomorskie klimaty.
Weekend w połowie czerwca to obowiązkowa wizyta w Starym Polu. Bardzo się cieszę, że mieszkam blisko, bo odbywające się tam cyklicznie na wiosnę i jesień targi ogrodniczo-rolne, to wspaniała okazja na zaopatrzenie naszego ogrodu w nowe sadzonki (znów przybyło parę nowych iglaków i kwiatów :)), balkonu i kuchni w nowe zioła (nabyłam nową sadzonkę szałwii i niestety tylko suszony czosnek niedźwiedzi, chociaż od dawna szukam również sadzonki. Za to Dziuunia wyjechała z targów z pięknym drzewkiem laurowym :)), a spiżarni w miody (w tym roku nowością było stoisko z piwem miodowym z Ciechanowa. Chociaż nie przepadam za piwem, to niefiltrowane, powstałe na bazie naturalnego miodu i dosyć mocne (6,2% alkoholu) piwo Ciechan bardzo mi smakowało). Poza tym to bardzo dobry pomysł na spędzenie pierwszej letniej (naprawdę letniej!) niedzieli. Dlatego nie mogłam sobie odmówić małej foto relacji :)
Ten pomysł od dawna chodził mi po głowie. Wariacja na temat panna cotty :) Właściwością panna cotty jest kremowa konsystencja, ale dlaczego by raz jej nie przełamać i dodać coś, co stanowiłoby miły element zaskoczenia i dla oka i dla języka? :) Nie mogłam wykorzystać biszkoptów, ciasteczek lub chrupek, bo deser przestałby być już panna cottą. Musiało to być coś o podobnej konsystencji i coś, co współgrało smakowo ze słodką śmietanką. Wszystkie warunki idealnie spełniała tapioka :) Ugotowana na gęsto w mleku i połączona ze śmietanką, wanilią i żelatyną stała się jednocześnie ozdobą deseru (uwielbiam przezroczyste tapiokowe perełki!). Słodką, śmietankową warstwę uzupełniłam musem z mango, który rozświetlił biel pomarańczową, słoneczną nutą. Równie dobrze można wykorzystać mus truskawkowy, ale miałam dwa bardzo dojrzałe owoce mango, które aż prosiły się o swój występ i tym razem padło na nie :) Nie wiem, czy mój deser dalej można nazywać panna cottą (na pewno można ją nazwać "piegowatą panna cottą" ;)), ale ta wymyślona fuzja kuchni azjatyckiej i europejskiej bardzo mi się podoba i cieszę się, ze z tapiokową panna cottą z mango mogę świętować początek lata, choćby jak na razie tego kalendarzowego ;)
Tapiokowa panna cotta z mango:
1 szklanka śmietanki kremowej (30% lub 36%),
1 szklanka mleka,
1/4 szklanki tapioki,
1,4 szklanki cukru,
1 laska wanilii,
2,5 łyżeczki żelatyny,
2 dojrzałe owoce mango
Tapiokę ugotować w mleku z cukrem (około 10 minut aż perełki staną się przezroczyste i miękkie). Laskę wanilii przekroić na pół i końcówką noża wyskrobać ziarenka - dodać do tapioki. Dodać śmietankę i ponownie podgrzać całość do czasu az zacznie wrzeć, ale nie gotować. 1,5 łyżeczki żelatyny rozpuścić w łyżce gorącego mleka i rozprowadzić z gorącą śmietanką z tapioką. Wlać do foremek i pozostawić do stężenia.
Mango obrać i oddzielić od pestki. Miąższ zmiksować blenderem na mus. 1 łyżeczkę żelatyny rozprowadzić w łyżce gorącej wody, ostudzić i wymieszać z musem. Mus przełożyć na wierzch stężałej panna cotty. Pozostawić w lodówce na około 3 godziny. Przed podaniem foremki zanurzyć na chwilę w gorącej wodzie i wyjąć panna cottę na talerzyk.
Subskrybuj:
Posty (Atom)