Tak się dziwnie składa (z czego zdałam sobie właśnie sprawę ;)), że zupy pojawiają się na moim blogu najczęściej z powodu choroby. Ostatnim razem leczyłam grypę zupą kukurydziano-imbirową, a teraz, wróciwszy z weekendowej wizyty u przyjaciół z potężnym przeziębieniem, przypomniałam sobie o naszpikowanej witaminą C zupie cytrynowo-limonowej. Mam nadzieję, że szybko skończę z tą tradycją, bo inaczej życzyłabym sobie, aby zup było tutaj jak najmniej ;) Ale prawda jest taka, ze zupy, z osławionym gorącym rosołem na czele, mają dobry wpływ na nasze samopoczucie w czasie choroby (nawet jeżeli to tylko placebo), a na pewno przynoszą ukojenie obolałemu gardłu, bardziej niż jakakolwiek inna potrawa. I tak oto, walcząc z katarem i wymawiając sobie jaki to obciach chodzić zakatarzona (prawie) latem ;) poprawiam sobie nastrój słoneczną, pachnącą i delikatną zupą, na którą przepis znalazłam w świątecznym dodatku Zwierciadła - Świątecznej Kuchni Doroty i Bogdana Białych. Życzę zdrowia i smacznego :)
W tym tygodniu królują sałatki. I to właściwie dopiero początek ich panowania, bo im wyżej wędruje słupek rtęci w termometrze za oknem, tym mniej mamy ochoty na treściwe, mięsne obiady i tym chętniej zamieniamy je na lekkie, chrupiące, kolorowe sałatki. Czekam z utęsknieniem, aż na grządkach w ogrodzie pojawi się pierwsza "swoja" sałata, rzodkiewki, chrupiąca, słodka marchewka, zielony groszek i moja ukochana fasolka szparagowa, a wtedy dopiero rozpocznie się prawdziwe sałatkowe szaleństwo i zielone, letnie obiady.
Mój tegoroczny sezon rabarbarowy uważam za zamknięty. Ogrodowy krzaczek został ogołocony z łodyg do końca. Prawie do końca, bo odwdzięczył się za nieunicestwienie go ;) pięknym, różowym kwiatem rabarbaru i on właśnie, na niejadalnej łodydze został jeszcze w charakterze ozdoby i wspomnienia ostatnich słodko-kwaśnych wypieków. Tym kończącym sezon wypiekiem było ciasto na jogurcie i mące razowej i podwójnie chrupiącą, orzechową kruszonką na wierzchu. A słodycz ciasta przełamywały oczywiście kawałki soczystego rabarbaru.
Sezon rabarbarowy w pełni. Byłam pewna, że mój ogrodowy rabarbarowy krzaczek zostanie spisany na straty, po bardzo marnym dla niego sezonie w tamtym roku, ale ku mojemu zdziwieniu zrobił mi niespodziankę :) Chociaż na początku wiosny nic na to nie wskazywało, rozwinął dorodne liście i co ważniejsze - grube, soczyste łodygi. Jedno tylko zostało zaniedbane - krzak nie był osłonięty od dołu (jako że był spisany na straty ;)) i niestety łodygi straciły swój różowy kolor. Ale na szczęście nie straciły smaku i powędrowały do mojego pierwszego w tym roku rabarbarowego wypieku - tarty :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)