Tegoroczna już wyzbierana :) Może zdąży zakwitnąć raz jeszcze przed jesienią. Zawsze jest jej za mało. Niestety mamy zbyt mało piaszczystą glebę w ogródku, aby doczekać się lawendowych łanów. Zamiast tego pozostaje cieszyć się dwoma skromnymi krzaczkami i wykorzystać do ostatka każdą kwitnącą gałązkę (chociaż lawendowe listki też są bardzo cenne). Co roku zbieram je starannie, zanim przekwitną, część kwiatów suszę do wykorzystania w kuchni, pozostałe gałązki układam w bukieciki, które wieszam na karniszach przy oknie. Oprócz tego, że wyglądają uroczo, spowijają mieszkanie świeżym i kojącym zapachem, praktycznie chronią je też przed inwazją moli i innych latających szkodników.
W letnim menu prosto z ogrodowej grządki nie może zabraknąć zielonego groszku. Kiedy już wszyscy nasycą się słodyczą młodziutkiego groszku, godzinami stojąc na grządkach i skubiąc zielone strączki (i podziwiając spiralki groszkowych pędów, wijących się po tyczkach), zbieram dojrzały już w pełni groszek i mrożę, aby zachować jego świeżość. Ta świeżość nie ma nic wspólnego z poszarzałym i maziajowatym groszkiem z puszki, który doceniam tylko zimą, kiedy dopadnie mnie ochota na sałatkę jarzynową. Teraz na szczęście można cieszyć się soczyście zielonym, chrupiącym i rozkosznie słodkim świeżym groszkiem, który wystarczy zblanszować (broń Boże nie przegotować!) przed dodaniem do zupy, przystawki lub przerobieniem na pesto.
Sporo kontrowersji wzbudził ostatnio wpis o ogórkach małosolnych z miodem. W takim razie dorzucam jeszcze do pieca, polecając Wam dzisiaj sernik z pieprzem cayenne :)
Ciąg dalszy moich tegorocznych eksperymentów z owocami świdośliwy to przetwory. Bardzo chciałam sprawdzić, jak smakują świdośliwowe dżemy, więc skrupulatnie zbierałam owoce od początku ich dojrzewania. Trzeba zbierać je partiami, ponieważ nie dojrzewają jednocześnie i kiedy część jest już ciemnogranatowa i słodka, pozostałe na gałązkach są jeszcze niedojrzałe i zielone lub bladoróżowe. Bałam się, że nie uda mi się uzbierać ich tyle, żeby usmażyć dżem chociaż na kilka małych słoiczków i żeby część owocu w międzyczasie nie zepsuła się, więc mroziłam te uzbierane, dobierając resztę. Odkryłam też, że świdośliwa należy raczej do owoców twardych (pewnie przez pokrewieństwo z jabłkami) i bardzo długo nie psuje się, trzymana w lodówce, więc mrożenie w zasadzie wcale nie było konieczne. Tak czy inaczej, skompletowałam około kilograma jagód i usmażyłam dwa rodzaje dżemu - z samej świdośliwy i z połączenia świdośliwy z maliną.
Jedliście już w tym roku? :) Teraz smakują najlepiej!
Ogórki małosolne (najlepiej jedno lub dwudniowe) maczać w świeżym miodzie (u mnie spadziowy) i konsumować ze smakiem.
Kto jeszcze nie próbował - niech się poprawi :)
Zwykła - niezwykła tarta. Zwykła, bo to klasyka gatunku - kruchy, cieniutki spód i owocowe nadzienie, związane śmietanowo-jajeczną polewą. Niezwykła, bo po raz pierwszy udało mi się upiec ciasto w pełni świdośliwowe :) Wcześniej garstki jagód tego mało popularnego jeszcze u nas krzewu dodawałam do muffinek razem z leśnymi jagodami czarnymi lub innymi sezonowymi owocami do letnich ciast, ale nigdy nie były one smakiem dominującym, ponieważ miałam ich za mało.
Przyznaję - jestem sportową ignorantką. Nie mam zielonego pojęcia do znaczy "spalony", na stadiony chodzę tylko i wyłącznie na koncerty i nie oglądałam dotąd żadnego mundialowego meczu. Z czystej ciekawości obejrzę pewnie mecz finałowy a tymczasem chętnie kibicuję kibicującym i urządzam sobie mały mundial w kuchni. Nie da się ukryć, że najpopularniejsze menu kibica niezależnie od narodowości i miejsca zamieszkania to fastfoodowe dania, przegryzki i przekąski w towarzystwie kufla piwa, a że dobry, domowy fasfood nie musi być zły - dzisiaj proponuję pizzę :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)