Przed kilkoma dniami rozpoczął się Chiński Nowy Rok - Rok Szczura. To dobra okazja, żeby opowiedzieć Wam o mojej jesiennej wyprawie do Chin :) Nie będę oszukiwać, że miała być to moja podróż marzeń, planowana od dawna i wyczekiwana, bo tak nie było. Od zawsze moja fascynacja Azją biegła raczej w stronę dawnych Indochin, trochę dzikich, pełnych bujnej roślinności i cudownych, nieskażonych jeszcze zachodnią cywilizacją mieszkańców. Do przewidywalnych, jak mi się wydawało i obciążonych stereotypami Chin podchodziłam trochę jak pies do jeża, zawsze omijając ten kierunek na mapie i odkładając na później. Jednak chęć obejrzenia na własne oczy takich cudów świata jak Terakotowa Armia, Chiński Mur czy Zakazane Miasto zwyciężyły i w październiku, dokładnie w dniu swoich urodzin, wyruszyłam do Chin :)
Pinterest to naprawdę bezlitosne narzędzie, szczególnie przed świętami! Zapierające dech w piersiach domki z piernika, bożonarodzeniowe ciasta, ciasteczka, dekoracje i inne inspiracje mnożą się na ekranie wprost proporcjonalnie do braku czasu na ich realizację. I to jest właśnie frustrujące. Ale coś z tych inspiracji udało mi się zrealizować. Kiedyś trafiłam na pomysł na świąteczny domek, ale nie sklejony z cienkich ciastek piernikowych, który zwykle pełni tylko rolę dekoracyjną, a w postaci pieczonego w keksówce ciasta piernikowego, przekładanego kremem i udekorowanego na zimową chatkę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)