Nie ma bez nich świąt, to pewne. Symbolicznie i kulinarnie ściśle związane z Polską Wielkanocą, już w najbliższą niedzielę pojawią się w dziesiątkach (jak nie setkach!) kombinacji na świątecznych stołach. Nie mam zielonego pojęcia jak sprawę niemożności spróbowania najbardziej tradycyjnego, wielkanocnego dania rozwiązują np. weganie, ale zawsze po cichu im współczuję, bo najprostsza wersja jaj - ugotowanych na twardo, przekrojonych na połowę z kleksem dobrego majonezu, od zawsze jest dla mnie namiastką kulinarnego raju.
Kiedy wraz z nadejściem wiosny i Niedzieli Palmowej zaczyna udzielać mi się prawdziwa świąteczna atmosfera, zaczynam myśleć o mazurkach. To jedyne takie ciasto w roku, którego wygląd jest równie ważny, jak nie ważniejszy od smaku. Lubię wymyślać oryginalne mazurkowe kompozycje i bawić się ich dekoracją, ale zdarzają się przypadki i okoliczności przyrody, że niestety brakuje na to czasu. Znalazłam więc smaczną alternatywę dla pracochłonnych mazurków :)
Dwa tygodnie do świąt to czas, kiedy padają pierwsze decyzje, jak wyglądać będzie tegoroczny wielkanocny stół. Pierwsze sprzeczki na temat rodzaju świątecznych pieczeni, wybór farszu do jaj w majonezie (powinna być przynajmniej jedna nowinka), rozterki, czy aby cztery różne serniki to nie zbyt dużo, no i wiosenne sałatki na śniadanie - ile i jakie. Właśnie sałatki, obok jajek i zapiekanej białej kiełbasy ze świeżym, koniecznie ostrym jak diabli chrzanem są podstawą świątecznego, śniadaniowego menu.
Orzechowe tematy nie opuszczają mnie od początku roku ;) Właściwie to od końca poprzedniego, kiedy to poniosło mnie tam gdzie kokosy i nerkowce rosną i wróciłam szczęśliwa, z nową i zaskakującą wiedzą o nich. Co dziwne, większość pomysłów, jakie ostatnio przychodzą mi do głowy ma związek z orzechami, więc za chwil parę możecie spodziewać się tu i migdałów i pekanów i na naszych rodzimych laskowych.
W Australii nie byłam nigdy, ale mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję odwiedzić ich ojczyznę i zobaczyć rosnących w naturze bohaterów dzisiejszego przepisu - orzechów makadamia. Na razie podziwiam ich doskonale okrągły kształt, twardą jak kamień łupinę (kolejny orzech nie do zgryzienia!) i orzeszek o słodkim, maślanym posmaku i oryginalnej kruchości (kto miał przyjemność chrupania orzechów makadamia, wie o czym mówię :)).
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)