Żaden dobry obiad nie może obejść się bez deseru. A skoro zaczęłam od dania magnackiego, chciałabym skończyć deserem królewskim :) Wiecie co najbardziej lubił, oprócz słodkich ust królowej Marysieńki, król Jan III Sobieski? :) Otóż uwielbiał podobno deser, o egzotycznie brzmiącej nazwie - arkas. Przygotowywany z jajek, mleka i śmietanki, zakwaszany sokiem z cytryny, przypomina trochę wielkanocną paschę, a jego nazwa ma prawdopodobnie rodowód wschodni.
Po przystawce i pierwszym daniu pora na danie główne. Polski obiad nie może obyć się bez soczystego pieczystego, marynowanego uprzednio w aromatycznej zalewie lub bejcy. Choć Kurpianką nie jestem, wybrałam danie właśnie z tego regionu Polski, bo urzekła mnie jego forma :) Niestety nie znam dokładnej historii powstania dania, ale wyobrażam sobie, że całe pokolenia kurpiowskich dziewczyn przyrządzało je z czułością dla swoich mężczyzn, trafiając tym samym nie tylko przez żołądek, ale i przez oczy prosto do serca :)
Nie lubię flaków :) Ani wołowych, ani wieprzowych, ani drobiowych, ani zamojskich ani nawet tych po warszawsku. Obok wątróbki i wszystkich innych podrobów, przyrządzonych w mniej lub bardziej zawoalowanej formie, to jedno z nielicznych dań, do których nie mogę się przekonać. Zarzuciłam już nawet próby "polubienia" ich, bo kiedy czegoś nie lubi się od urodzenia, należy się chyba z tym faktem w końcu pogodzić :) Na szczęście kuchnia polska jest tak bogata i pomysłowa, że wcale nie muszę obejść się smakiem. Wystarczy, że ugotuję sobie pyszne flaczki jarskie :)
Z pomarańczowego festiwalu z dynią w roli głównej, płynnie przechodzę w tydzień kuchni polskiej :) To kolejny z tych corocznych festiwali, obok których nie mogę przejść obojętnie, ponieważ jest to wspaniały pretekst, żeby przy rodzimej kuchni zatrzymać się trochę dłużej. Bo tak to już jest, że coraz większa dostępność egzotycznych składników, przypraw i przepisów kusi tak bardzo i zachęca do kosztowania coraz to innych kuchni świata, że często zapominamy, że mniej więcej podobna ilość nieodkrytych smaków, kryje się wciąż jeszcze w naszej własnej historii kulinarnej. Dlatego przy okazji corocznej akcji pod patronatem serwisu zPierwszegoTloczenia.pl Gotujemy po polsku! której przewodniczą, jak zawsze niezmordowani tropiciele smaków - Irena i Andrzej, postanowiłam zabawić się w kulinarnego archeologa i odkopać parę starych, mniej starych i bardzo bardzo starych przepisów z kuchni polskiej, wypróbować je i zaprosić Was w tym tygodniu na polski obiad :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)