Mój tegoroczny sezon rabarbarowy uważam za zamknięty. Ogrodowy krzaczek został ogołocony z łodyg do końca. Prawie do końca, bo odwdzięczył się za nieunicestwienie go ;) pięknym, różowym kwiatem rabarbaru i on właśnie, na niejadalnej łodydze został jeszcze w charakterze ozdoby i wspomnienia ostatnich słodko-kwaśnych wypieków. Tym kończącym sezon wypiekiem było ciasto na jogurcie i mące razowej i podwójnie chrupiącą, orzechową kruszonką na wierzchu. A słodycz ciasta przełamywały oczywiście kawałki soczystego rabarbaru.
Sezon rabarbarowy w pełni. Byłam pewna, że mój ogrodowy rabarbarowy krzaczek zostanie spisany na straty, po bardzo marnym dla niego sezonie w tamtym roku, ale ku mojemu zdziwieniu zrobił mi niespodziankę :) Chociaż na początku wiosny nic na to nie wskazywało, rozwinął dorodne liście i co ważniejsze - grube, soczyste łodygi. Jedno tylko zostało zaniedbane - krzak nie był osłonięty od dołu (jako że był spisany na straty ;)) i niestety łodygi straciły swój różowy kolor. Ale na szczęście nie straciły smaku i powędrowały do mojego pierwszego w tym roku rabarbarowego wypieku - tarty :)
Oeufs sur le plat - pod tą skomplikowaną francuską nazwą kryją się wcale nieskomplikowane jajka sadzone :) Ich francuska wersja różni się tym, że sadzone są nie na patelni, ale w żaroodpornych naczyniach (np. w kokilkach do sufletów lub creme brulee) i często przyrządzane z rożnymi warzywnymi dodatkami. Szczęśliwym trafem udało mi się ostatnio dostać świeże, piękne zielone szparagi i w związku z tym postanowiłam uraczyć się w weekend królewskim śniadaniem :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)