Witam po świątecznej przerwie :) Dziękuję za wszystkie życzenia i mam nadzieję, że tak jak ja, cieszycie się wiosną.
W długie zimowe wieczory, kiedy tęskniąc za wiosną, oglądałam książki kucharskie, m.in. Jedyne Praktyczne Przepisy Lucyny Ćwierczakiewiczowej, obiecałam sobie (i Wam :)), że pierwszym prawdziwie wiosennym przetworem, który zrobię, będzie sok fiołkowy. Trudno wyobrazić sobie sok z kwiatów, nie mówiąc o jego smaku i to właśnie przekonało mnie, że nie spocznę póki nie spróbuję :) Kiedy więc tylko ogród pokrył się pięknym, liliowym, pachnącym dywanem, przystąpiłam do dzieła. Zbieranie fiołków jest żmudne, ale ich sezon przypadł akurat na jedne z pierwszych prawdziwie słonecznych i ciepłych dni i z przyjemnością spędziłam parę godzin w ogrodzie, zajmując się zbiorami kwiecia na sok i ciesząc się wiosną :) Bo wiosna najpierw pachnie fiołkami, a sok fiołkowy pachnie wiosną :) Jest słodki, aromatyczny, o głębokim liliowym kolorze. Smakuje świetnie rozrobiony z wodą mineralną. Przy okazji odkryłam przypadkiem, ze dodanie odrobiny soku z cytryny przywraca wywarowi z kwiatów ich pierwotny liliowy kolor.
To już za chwileczkę, już za momencik zasiądziemy do wielkanocnego śniadania i będziemy się cieszyć świąteczną atmosferą i wiosną. Mam nadzieję, że u Was wszystko już gotowe, pozmywane, pomalowane, poodkurzane, popieczone i ugotowane i zapięte na ostatni guzik przed Wielkanocą. U mnie już prawie wszystko gotowe (zostało mi nafaszerowanie jajek ;)), ale postanowiłam przysiąść na chwilkę w tym zabieganiu i pokazać mojego nowego mazurka :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)