Jednak jest parę dobrych stron jesiennej pogody :) Doszłam do wniosku, że kiedy na dworze hula wiatr, deszcz, a słupek rtęci na łeb na szyję spada w dół, domowe wypieki nabierają innego znaczenia. Uraczenie świeżo upieczonymi słodkościami domowników, którzy zakatarzeni, opatuleni w kocyki z nieszczęśliwymi minami spoglądają w szare okna, to prawie jak spełnianie marzeń. Juz samo rozgrzanie piecyka w takie dni spotyka się z entuzjazem i skutecznie poprawia humor, a kiedy do tego roznosi się z niego rozkoszny zapach domowego ciasta lub ciasteczek, wszyscy są wniebowzięci :) Jesienią łatwo zostać domową boginią ;)
Całkiem niedawno, podróżując w sieci po blogach kulinarnych świata, odkryłam przepiękny blog - Canelle et Vanille. Autorka bloga - Aran, pochodząca z rodziny kucharzy i cukierników, kontynuując tradycje przodków sama również jest cukiernikiem. Obecnie nie pracuje zawodowo, ponieważ wychowuje synka, a blog jest dla niej pretekstem i mobilizacją do codziennych wypieków i tym samym pozostania w zawodzie i doskonalenia cukierniczego kunsztu. Canelle et Vanille przyciągnęło mnie pięknymi artystycznymi zdjęciami i stylizacjami deserów oraz ciekawymi przepisami, w których znać rękę profesjonalisty. A że lubię uczyć się od najlepszych, na pewno zostanę pilną uczennicą Aran i będę z uwagą śledzić jej kolejne wpisy.
Zimno!! :( Przeraźliwe zimno osacza mnie od wczoraj i chociaż myślałam/miałam nadzieję, że jeszcze cały wrzesień i być może październik spędzimy otuleni babim latem, pod słońcem złotej polskiej jesieni, to najwyraźniej to zima w tym roku zamierza być pierwsza na mecie, doganiając jesień (oby jej nie przegoniła!). Tym samym, skończyły mi się pomysły, w jaki sposób przedłużyć lato, ale na przekór temperaturze na zewnątrz, postanowiłam jeszcze podelektować się lekkimi, letnimi daniami, zanim organizm zacznie domagać się zawiesistych zup, sosów, pieczeni i innych kalorycznych i "grzejących" potraw.
Nieprzebrane śliwkowe morze, które zalało nas tego lata, powoli wysycha. Coraz mniej fioletowych owoców na gałęziach i coraz mniej pod drzewkiem. Ale wcale nie narzekamy. Dżemy i powidła przygotowane i starczyłoby ich na co najmniej dwie zimy, słoje z korzennymi śliwkami w occie również już w piwnicy, a szuflada zamrażarki znów załadowana po brzegi wydrylowanymi połówkami soczystych węgierek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)