Całkiem niedawno, podróżując w sieci po blogach kulinarnych świata, odkryłam przepiękny blog - Canelle et Vanille. Autorka bloga - Aran, pochodząca z rodziny kucharzy i cukierników, kontynuując tradycje przodków sama również jest cukiernikiem. Obecnie nie pracuje zawodowo, ponieważ wychowuje synka, a blog jest dla niej pretekstem i mobilizacją do codziennych wypieków i tym samym pozostania w zawodzie i doskonalenia cukierniczego kunsztu. Canelle et Vanille przyciągnęło mnie pięknymi artystycznymi zdjęciami i stylizacjami deserów oraz ciekawymi przepisami, w których znać rękę profesjonalisty. A że lubię uczyć się od najlepszych, na pewno zostanę pilną uczennicą Aran i będę z uwagą śledzić jej kolejne wpisy.
Zimno!! :( Przeraźliwe zimno osacza mnie od wczoraj i chociaż myślałam/miałam nadzieję, że jeszcze cały wrzesień i być może październik spędzimy otuleni babim latem, pod słońcem złotej polskiej jesieni, to najwyraźniej to zima w tym roku zamierza być pierwsza na mecie, doganiając jesień (oby jej nie przegoniła!). Tym samym, skończyły mi się pomysły, w jaki sposób przedłużyć lato, ale na przekór temperaturze na zewnątrz, postanowiłam jeszcze podelektować się lekkimi, letnimi daniami, zanim organizm zacznie domagać się zawiesistych zup, sosów, pieczeni i innych kalorycznych i "grzejących" potraw.
Nieprzebrane śliwkowe morze, które zalało nas tego lata, powoli wysycha. Coraz mniej fioletowych owoców na gałęziach i coraz mniej pod drzewkiem. Ale wcale nie narzekamy. Dżemy i powidła przygotowane i starczyłoby ich na co najmniej dwie zimy, słoje z korzennymi śliwkami w occie również już w piwnicy, a szuflada zamrażarki znów załadowana po brzegi wydrylowanymi połówkami soczystych węgierek.
Pozwólcie, że jeszcze raz na chwilkę wrócę do Indonezji, bo chciałabym Wam pokazać coś, co mnie tam zaskoczyło i zauroczyło jednocześnie :) Pośród różnych gatunków roślin, formowanych w bardzo popularne w całej Azji mini-drzewka bonzai, wypatrzyłam naszą znajomą pietruszkę! :) Do połowy wkopany w ziemię, pokrytą mchem w ozdobnej drewnianej, wypalanej doniczce, korzeń tworzył ładny, biały "pień", a baldachimowa nać - gęstą koronę :) Wspaniała i jednocześnie praktyczna (bo zawsze można przecież skubnąć trochę natki do zupy ;)) ozdoba do kuchni! Bardzo żałuję, że nie mogłam sobie takiego pietruszkowego bonzai przywieźć, ale myślę, że jest ono do odtworzenia w warunkach domowych :) Z jadalnych drzewek warzywno-ziołowych, znalazłam jeszcze rozmarynowe bonzai (pierwsze po lewej na zdjęciu poniżej) :)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
