Idzie wiosna! Kiedy powietrze zmienia się z zimnego i ostrego jak zbiór maleńkich szpileczek kaleczących moje nozdrza, w aksamitne i pachnące słońcem, to nieodmienny znak, że idzie wiosna :) A z nią idą święta!
Trochę spóźnione, ale szczere życzenia wszystkiego najlepszego dla wszystkich Koleżanek, znajomych i nieznajomych Pań i Dziewczynek z okazji naszego święta :) W końcu musimy trzymać się razem! :)
Z tej okazji odwiedziły mnie przyjaciółki i urządziłyśmy sobie prawdziwy babski weekend ze wspólnym gotowaniem, maratonem filmowym i mnóstwem, mnóstwem śmiechu. A ja znów nie miałam wyjścia i musiałam upiec pleśniaka :)
Nie wiem czy w jakikolwiek sposób pomoże to we wcześniejszym przywołaniu wiosny, ale ostatnio w kuchni myślę głównie, jak zutylizować ostatnie zimowe przetwory i zapasy. Sen z powiek spędza mi przede wszystkim jedna z szuflad zamrażarki, pełna śliwek węgierek, z którymi zupełnie nie wiem co począć ;) Ale dziś nie będzie o śliwkach, bo w roli głównej wystąpił tym razem ostatni słoik suszonych pomidorów własnej roboty, który to jesienią dostałam od Dziuuni.
Dla niektórych ludzi gotowanie i "stanie przy garach" jest prawdziwym utrapieniem i robią to tylko i wyłącznie bo muszą, a najczęściej unikają jak mogą - stąd ogromna popularność gotowych półproduktów i jedzenia typu fast food. Ja w kuchni odpoczywam i wszelkiego rodzaju "pichcenie" jest dla mnie najlepszym relaksem. W tygodniu rzadko mam na to czas, ale kiedy przychodzi weekend, cieszę się już na samą myśl spędzenia dnia na wypróbowywaniu przepisów, które mam w głowie od dawna.
Subskrybuj:
Posty (Atom)