Próbowaliście kiedyś czekolady w jej pierwotnej postaci? :)
Dostałam ostatnio trochę ziaren kakaowca i po raz pierwszy w życiu miałam okazję spróbować, jak smakuje czekolada, zanim stanie się słodką tabliczką. I smakuje... inaczej :) Test na kilku osobach, które najpierw próbowały ziaren, a dopiero później dowiadywały się co to jest, wykazał że tylko najwytrawniejsi czekoladowi smakosze zgadywali, że jest to coś czekoladowopodobnego. Rozgryzając ziarenko, najpierw czuć gorycz, a dopiero później czekoladowy posmak - jak przy stuprocentowej czekoladzie gorzkiej - tej najbardziej naturalnej z naturalnych :)
Znane też jako "ciasteczka Giezika" od autora tego rewelacyjnego przepisu :) Ciasteczka słonecznikowo-owsiane piekę w zasadzie cały czas, niezależnie od pory roku, okazji czy nastroju. Jeżeli pudełko na ciasteczka zaczyna być niebezpiecznie puste, to znak, że w najbliższej wolnej chwili trzeba zabrać się za ciasteczka Giezika :)
Tak jak pisałam tydzień temu, z kokosa zostało mi jeszcze dużo miąższu, który trzeba było jakoś wykorzystać. Starłam więc go na cieniutkie płatki i wysuszyłam na pergaminie, na kaloryferze. Płatki wysuszyły się bardzo ładnie i błyskawicznie i pozostała tylko decyzja, na co je przerobić.
Utyskiwania na zimno i zimę w ostatnim poście zemściły się chyba na mnie i odpłaciły grypą ;) Na szczęście jest już na tyle dobrze, że mam siłę zamieścić nowy wpis. Ale to tylko potwierdza fakt, że prawdopodobnie przez jakąś fatalną pomyłkę urodziłam się w niewłaściwej strefie klimatycznej ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)