Nie cierpię zimna! Nie miałabym nic przeciwko zimie, która potrafi być naprawdę piękna, gdyby nie to okropne i dotkliwe uczucie chłodu. Takie mroźne i wietrzne dni najchętniej spędziłabym przyklejona do kaloryfera lub teleportując się gdzieś daleko na południe. Szczególnie, że mamy właśnie karnawał! Karnawał to Rio, Rio to tropiki... Na zakupach wpadłam na pomysł, że może by tak spróbować na chwilę oszukać zmysły :)
Znany w mojej rodzinie i wśród znajomych jako piernik Svena :) Nazwa pochodzi stąd, że podstawowy przepis znalazlam na stronie, byłego już niestety skoczka narciarskiego Svena Hannawalda, którego zainteresowania kulinarne nie mogły umknąć mojej uwadze :) Przepis Svena nieco zmodyfikowałam - ograniczając przede wszystkim ilość cukru i w ten sposób znalazłam piernik, którego od dawna szukałam.
Miałam zabrać się już za konkretne świąteczne wypieki, ale doszłam do wniosku, że nie zaszkodzi w międzyczasie upiec jeszcze trochę ciasteczek ;) W zasadzie w tym roku miałam upiec rogaliki orzechowo-waniliowe zamiast pierniczków. Niestety, jak wiadomo pierniczków nie udało mi się uniknąć, więc w myśl zasady, że od przybytku głowa nie boli, będą i pierniczki i rogaliki :)
Po raz kolejny pytam samą siebie - czy kiedyś uda mi się w końcu nie upiec świątecznych pierniczków?? Co roku jest to samo - postanawiam, że tym razem nie będę ich piekła. Bo to dużo zachodu, bo co najmniej trzy dni w plecy, bo kuchnia umazana lukrem i kolorowymi posypkami, bo w zasadzie to ja wcale nie lubię pierniczków... Łatwo powiedzieć to po świętach lub w środku roku. Ale kiedy przychodzi grudzień, zaczyna się wymiana piernikowych przepisów, przyprawa do pierników czyha ze sklepowych półek lub co gorsza z własnej kuchennej szafki, na forach i blogach pojawiają się prześliczne pierniczkowe galerie - po prostu się nie da! :) A jeżeli w ciągu ostatniego roku przybędą jeszcze jakieś nowe pierniczkowe foremki, sprawa jest przesądzona!
Subskrybuj:
Posty (Atom)