Sezon rabarbarowy w pełni, więc ciasto z rabarbarem pojawić się musi! Późno w tym roku, ale wszystko wydaje się spóźnione na skutek tych dziwnych anomalii pogodowych na początku maja. A ja jak zawsze, czekałam najpierw na swojski, ogrodowy rabarbar. Krzak to stary, lekko już zdziczały, z zielonymi, a nie rozkosznie różowymi łodygami, jakimi może poszczycić się rabarbar malinowy. Smakuje tak samo dobrze i "rabarbarowo", jak każdy inny, ale zawsze kręcę nosem na jego kolor, szczególnie po upieczeniu. Trochę z tego powodu, a trochę dlatego, że w zamrażalniku zalegała jeszcze porcja mrożonych malin z tamtego roku, połączyłam w cieście rabarbar z malinami i była to bardzo dobra decyzja!
Kiedyś, dawno, dawno temu, na samym początku blogowania, opowiadałam Wam o pierwszej potrawie, którą potrafiłam przyrządzić samodzielnie, a którą to potrawą był najprawdopodobniej omlet "grzybek". Długo byłam przekonana, że omlet grzybek to nasza mała rodzinna tradycja, z recepturą przekazywaną słownie z pokolenia na pokolenie. Tymczasem okazało się, że jest to znana litewska/kresowa potrawa - w "Kucharce Litewskiej" cały podrozdział (w rozdziale "Potrawy jajeczne, grzybki, naleśniki i różne ciastka z patelni") poświęcony jest grzybkom i nie chodzi tu wcale o potrawy z darów lasu, ale właśnie o pyszne, puchate omlety :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)