... czyli to, co bloger kulinarny lubi najbardziej :) Opowieści o samej wyspie i o jedzeniu za nic w świecie nie udało się pomieścić w jednym wpisie - smaczna strona Cejlonu zasługuje na oddzielną uwagę. Nie mam pojęcia jak ją sklasyfikować, bo to, jak cała Sri Lanka, taki misz-masz kulturowy kuchni europejskich kolonizatorów z kuchnią hinduską, ale taką trochę na opak. To po prostu jedyna w swoim rodzaju kuchnia lankijska.
Tak dosłownie w sanskrycie brzmi nazwa małego państwa na wyspie Cejlon, zwanego też łzą z policzka Indii, ze względu na kształt i bliskie sąsiedztwo z potężnymi Indiami. Zupełnie nie wiedziałam czego spodziewać się po wyprawie w to niewielkie miejsce na mapie, które intrygowało mnie od dawna - czy będą to "małe Indie" czy też może mieszanka tajsko-hinduska? Prawda okazała się jeszcze inna :)
Kiedy już pozjada się wszystkie świąteczne, poświąteczne i noworoczne frykasy, sałatki, pieczenie, pierogi, pasztety, galantyny itd. prawdziwą przyjemnością jest powrót do zwyczajnych, codziennych śniadań. Ja przynajmniej mam z tego dużą radochę i nie mogłam już doczekać się, kiedy upiekę sobie dużą blachę świeżej, chrupiącej, pysznej granoli. To zimowa granola i po części jeszcze świąteczna, bo suszona żurawina tak bardzo kojarzy się z tą szczególną porą roku, a kiedy jeszcze dorzuci się do miseczki z jogurtem i granolą trochę błyszczących, czerwonych ziaren granatu, znowu robi się jakoś tak świątecznie :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)