Od tygodnia zewsząd atakowały mnie placki i naleśniki :) Dosłownie zalewały instagram, facebook, blogi i wszelkie inne internety - zwykłe, drożdżowe, czekoladowe, z owocami, czekoladą, syropem klonowym czy śmietaną. A kiedy człowiek już się tak napatrzy... ;) Święto placków trwało w najlepsze nie bez przyczyny, bo kiedy my na ostatki zajadamy się pączkami i faworkami, druga część świata smaży pankejki i naleśniki, szczególnie w ostatni dzień karnawału przed Środą Popielcową, tzw. Shrove Tuesday. Moim naleśnikowym dniem jest zwykle piątek - jeden dzień w tygodniu, kiedy obiad może być na słodko (dozwolone są nawet gofry! ;)) - wtedy smażę cieniutkie naleśniki lub placki, najchętniej placki na maślance.
Jaki to stareńki przepis! Pamiętam, jak popularny był w czasach, kiedy coś takiego jak cydr na naszym rynku było zupełnie niedostępne (czyli jakieś 10 lat temu). Trzeba było kombinować i oszukiwać go jabłkowym piwem Redds :) Na szczęście wszystko się zmieniło i w rodzajach cydrów na sklepowych półkach można teraz przebierać jak w ulęgałkach, choć wciąż brakuje mi tych bardziej wytrawnych, na wzór cydrów brytyjskich. W każdym razie kurczaka w cydrze można w końcu przygotować bez zastępników, a naprawdę warto - to jedno z Top10 "kurzęcych" dań na mojej osobistej liście.
Oj będzie słodkie smażenie w tym tygodniu i jestem tego pewna, że nie tylko u mnie! ;) W tym tygodniu zawieszamy wszelkie diety i liczenie kalorii - jemy pączki, ptysie, oponki, kreple i faworki. Właśnie, faworków nie było jeszcze u mnie w tym roku, a to ostatnia szansa, żeby to nadrobić. Zdążyłam się przekonać, że tak jak pączki, chyba każdy naród na świecie ma swój własny rodzaj faworków, chrustu - smażonych w głębokim tłuszczu, kruchych ciastek. Tatarzy mają na przykład chrust zwany "urama" w postaci zwijanych na patyku pasków ciasta i tak też smażonych. Ciasteczka-spiralki wyglądają uroczo, ale trzeba się trochę pomęczyć, żeby je prawidłowo usmażyć, choć to pewnie kwestia wprawy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)