Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkanoc+ciasto drożdżowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkanoc+ciasto drożdżowe. Pokaż wszystkie posty
Teraz można w końcu powiedzieć, że wiosna już tu jest! Kilka poranków pod rząd, kiedy to słońce budzi pukając w okna, parę podmuchów cieplejszego powietrza i znowu chce się żyć :) Widać, że wszystko, łącznie ze mną, roślinnością i owadami budzi się do życia, więc dziś uraczę Was gniazdem os ;) I to wcale nie złośliwie, bo choć ciasto nazywa się dość niepokojąco, to jego wygląd i smak zdobywają sympatię błyskawicznie.
Nie piekłam ich nigdy wcześniej, chociaż błyszczące od syropu bułeczki z białym krzyżykiem i brytyjskim rodowodem, kusiły mnie od dawna. Wypiekanie hot cross buns i jedzenie ich w Wielki Piątek jest nadal kultywowaną tradycją w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Australii i Nowej Zelandii, ale też w Południowej Afryce, Kanadzie i Indiach. Podobno mają tajemniczą moc (jedna pozostawiona bułeczka chroni dom przed pożarem przez cały rok), bo krzyżyk z pasty powstałej z mąki i wody symbolizuje ukrzyżowanie Jezusa, a dodatek korzennych przypraw do ciasta - wonne oleje, którymi namaszczono po śmierci jego ciało.
Oficjalnie mamy wiosnę i święta wielkanocne za pasem. Nieoficjalnie - zasypany śniegiem i skuty lodem krajobraz za oknem, mrozy, których nie powstydziłaby się każda groźna zima i nastroje dalekie od wiosennego święta. Próbuję myśleć o wielkanocnych dekoracjach i świątecznym menu, ale zachmurzone, ciężkie niebo odbiera mi całą energię. Na szczęście ciasto drożdżowe zawsze skutecznie potrafi wyrwać mnie z marazmu (od relaksującego zagniatania ciasta, po terapeutyczny zapach podczas jego pieczenia), upiekłam więc bułeczki w kształcie wielkanocnych zajączków :)
Uff, zdaje się, że zdążyłam ze wszystkim, chociaż do końca nie byłam o tym przekonana :) Przedświąteczny tydzień upłynął mi zupełnie nie przedświątecznie, w natłoku pracy i do tego z szybkością błyskawicy i przygotowania wielkanocne zaczęłam właściwie dopiero wczoraj. Nie było więc skrupulatnego planowania, rozłożonego w czasie, etapowego pieczenia i gotowania. Mimo wszystko udało się :) Padam z nóg, ale nie mogłabym nie złożyć Wam świątecznych życzeń i jak co roku, pochwalić się moim mazurkiem :)
Tydzień przed Wielkanocą, to ten czas, kiedy w końcu zaczynam intensywnie rozmyślać o świętach. Zaczyna się od weekendowego wymiatania kurzu ze wszystkich, nawet najodleglejszych i niedostępnych dla oka zakątków mieszkania, zakończonego robieniem palmy (taka rodzinna tradycja :)), kiedy to całe sprzątanie zostaje zniweczone przez "pomagającego" kota florystę, i rozwlekanie gałązek, zbożowych kłosków, wierzbowych kotków i suszonych kwiatków po wszystkich, nawet najodleglejszych i niedostępnych dla oka zakątkach mieszkania... :/
Subskrybuj:
Posty (Atom)