Bardzo rzadko zdarza mi się robić bezy, tak samo jak rzadko je jadam. Ale tym razem nie mogłam się oprzeć :) Ostatnie w tym roku fiołki wrzuciłam do słodkiej, ubitej piany z białek, które zostały w zamrażalce po świątecznych wypiekach. Bo skoro kandyzowane fiołki suszone są w podobnej białkowej pianie (trochę mniej ubitej) z dodatkiem cukru i smakują świetnie, bezy też nie mogły się nie udać. I powiem Wam, że wyszły lepsze niż się tego spodziewałam :)
To absolutna premiera. Premiera, ponieważ to pierwsze danie z rybą w roli głównej na moim blogu :)
Nie jestem wielbicielką ryb, a przynajmniej nie byłam do tej pory. Pewnie będziecie się śmiać, ale dopiero całkiem niedawno odkryłam jaka smaczna może być nasza rodzima ryba "po grecku", oczywiście pod warunkiem, że jest dobrze przyrządzona :) Powiedziałabym nawet, że ryba po grecku była hitem ostatniego, postnego miesiąca przed Wielkanocą. Przedtem, parę razy w życiu jadłam ryby, których smak utkwił mi w pamięci i pozwolił mieć nadzieję, że ten nieodkryty jeszcze przeze mnie obszar kulinarny, do którego podchodzę w taką rezerwą, będzie kiedyś moim wielkim odkryciem.
Witam po świątecznej przerwie :) Dziękuję za wszystkie życzenia i mam nadzieję, że tak jak ja, cieszycie się wiosną.
W długie zimowe wieczory, kiedy tęskniąc za wiosną, oglądałam książki kucharskie, m.in. Jedyne Praktyczne Przepisy Lucyny Ćwierczakiewiczowej, obiecałam sobie (i Wam :)), że pierwszym prawdziwie wiosennym przetworem, który zrobię, będzie sok fiołkowy. Trudno wyobrazić sobie sok z kwiatów, nie mówiąc o jego smaku i to właśnie przekonało mnie, że nie spocznę póki nie spróbuję :) Kiedy więc tylko ogród pokrył się pięknym, liliowym, pachnącym dywanem, przystąpiłam do dzieła. Zbieranie fiołków jest żmudne, ale ich sezon przypadł akurat na jedne z pierwszych prawdziwie słonecznych i ciepłych dni i z przyjemnością spędziłam parę godzin w ogrodzie, zajmując się zbiorami kwiecia na sok i ciesząc się wiosną :) Bo wiosna najpierw pachnie fiołkami, a sok fiołkowy pachnie wiosną :) Jest słodki, aromatyczny, o głębokim liliowym kolorze. Smakuje świetnie rozrobiony z wodą mineralną. Przy okazji odkryłam przypadkiem, ze dodanie odrobiny soku z cytryny przywraca wywarowi z kwiatów ich pierwotny liliowy kolor.
To już za chwileczkę, już za momencik zasiądziemy do wielkanocnego śniadania i będziemy się cieszyć świąteczną atmosferą i wiosną. Mam nadzieję, że u Was wszystko już gotowe, pozmywane, pomalowane, poodkurzane, popieczone i ugotowane i zapięte na ostatni guzik przed Wielkanocą. U mnie już prawie wszystko gotowe (zostało mi nafaszerowanie jajek ;)), ale postanowiłam przysiąść na chwilkę w tym zabieganiu i pokazać mojego nowego mazurka :)
Kwiecień :) W ogrodzie kwitną już jak szalone dorodne kępki przebiśniegów, krokusy (w tym moje ulubione "tygryski" - żółte z brązowymi cętkami) i pierwiosnki. Nawet w mieszkaniu, jak za dotknięciem wiosennej, czarodziejskiej różdżki, wykiełkował właśnie dziś wielkanocny owies, posiany parę dni temu oraz inna roślinka, o której opowiem Wam, jak jeszcze trochę podrośnie ;) Do tego wszystkiego znalazłam, całkiem już obudzoną biedronkę, spacerującą pomiędzy doniczkami na parapecie :) Jutro pędzę do kwiaciarni po hiacynty w doniczkach, tak aby rozkwitły w pełni na Wielkanoc i rozpoczynam intensywne przygotowania do świąt.
Subskrybuj:
Posty (Atom)